Kościelni karierowicze to wcale nie ludzie agresywni, ale księża z miłą powierzchownością, wspaniale mówiący o Ewangelii i służbie bliźniemu, a zarazem wiedzący doskonale, do kogo się uśmiechnąć - pisze w dzienniku Polska ks. Krzysztof Stępniak.
Z opisanych mechanizmów wynika jedno: szkoda, że kościelna kariera nie zawsze okupiona jest solidną pracą, zasługami i umiejętnościami. I chociaż słowa "kariera" czy "sukces" zdają się pasować do duchownych jak pięść do oka, nie wyplenimy ich ani z codziennego języka, ani z życia Kościoła. Wystarczy sięgnąć do Ewangelii. U św. Marka mamy scenę, gdy Jakub i Jan - ci sami, którzy byli świadkami Przemienienia Mistrza na górze Tabor - przychodzą do Chrystusa i proszą, by mogli, gdy On już znajdzie się w chwale Ojca, zasiadać jeden po prawej, drugi po lewej Jego stronie (Mk 10, 35-41). Ich żądanie, wynikające z niezrozumienia Jezusa i Jego misji, jest oczekiwaniem na osobistą chwałę, czyli godności i zaszczyty, jednym słowem: karierę. Skoro najbliżsi Jezusowi nie byli wolni od tych przywar, czy dziwić się należy, że i dziś są tacy, dla których miejsce, tytuł, stanowisko czy kolor szat mają znaczenie? Problem tkwi nie w dążeniu do kariery, ale w karierowiczostwie. Duchowni są tacy, jakie mamy społeczeństwo. Nie spadają z gwiazd i są skażeni tym, co lansuje współczesny świat. A skoro obecnie liczy się sukces, i to już dla ludzi młodych, podobna logika szukania smaczniejszych kąsków przenika też do struktur kościelnych. Drżę tylko przed bezwzględnymi karierowiczami w sutannach. Bo typ karierowicza w Kościele to zwykle nie człowiek agresywny i grubiański, ale ksiądz z miłą powierzchownością, wspaniale mówiący o Ewangelii, o pogłębianiu duchowości, o służbie bliźniemu czy nawet pokorze, a jednocześnie wiedzący doskonale, do kogo się uśmiechnąć, gdzie się pojawić, komu przysłużyć. To człowiek, który odwracając uwagę od własnych słabości, a rozprawiając o cudzych grzechach, sprytnie znajduje poklask w oczach przełożonych. Kościół z tego rodzaju postawami sobie kompletnie nie radzi. Dlatego my, duchowni, musimy się tym problemem zająć, nawet jeżeli dla wielu to niewygodne. Apostołowie w końcu zrozumieli, idąc do końca za Mistrzem, co w życiu jest naprawdę ważne. Niemal wszyscy - prócz Jana - zginęli śmiercią męczeńską. A że wśród Dwunastu zdarzały się spory, kto z nich jest ważniejszy, zostawmy to Bożemu osądowi. Ks. dr Krzysztof Stępniak jest prodziekanem Wydziału Socjologii Akademii Humanistycznej w Pułtusku i proboszczem parafii Strzegocin w diecezji płockiej
Co czwarte dziecko trafiające dom"klasy wstępnej" nie umie obyć się bez pieluch.
Mężczyzna miał w czwartek usłyszeć wyrok w sprawie dotyczącej podżegania do nienawiści.
Decyzja obnażyła "pogardę dla człowieczeństwa i prawa międzynarodowego".
Według szacunków jednego z członków załogi w katastrofie mogło zginąć niemal 10 tys. osób.