Kariera w sutannie

Brak komentarzy: 0

Polska/ks. Krzysztof Stępniak/a.

publikacja 06.09.2008 19:10

Kościelni karierowicze to wcale nie ludzie agresywni, ale księża z miłą powierzchownością, wspaniale mówiący o Ewangelii i służbie bliźniemu, a zarazem wiedzący doskonale, do kogo się uśmiechnąć - pisze w dzienniku Polska ks. Krzysztof Stępniak.

Co to właściwie znaczy, że ksiądz czy zakonnik zrobił karierę? Czy wszechobecne w naszych czasach dążenie do sukcesu przenika również środowiska kościelne? - zastanawia się ks. Stępniak Kard. Carlo Maria Martini podczas tegorocznych rekolekcji dla kapłanów w jezuickim ośrodku w Galloro surowo upomniał duchownych skażonych przez zawiść i pęd do kariery. Jak donosi dziennik "La Repubblica", były arcybiskup Mediolanu, nawiązując do Listu św. Pawła do Rzymian, zauważył, że "typowymi grzechami kleru prócz zawiści są próżność i oszczerstwo. Wielu duchownych zadaje sobie pytanie: Co ja takiego zrobiłem, że biskupem został ktoś inny, a nie ja? Do diecezji napływa mnóstwo anonimów. Próżność przejawia się nie tylko w strojach purpuratów, ale także w oczekiwaniu na aplauz i niechęci do oznak oporu. Karierowiczów można spotkać głównie w kurii rzymskiej". W efekcie "nie mówi się rzeczy, które mogą zaszkodzić karierze, ale to, co podoba się przełożonemu". Te gorzkie słowa kardynała, doskonale znającego watykańską rzeczywistość, wielu mogą szokować czy gorszyć, ale przede wszystkim powinny dać księżom impuls do rachunku sumienia. Wiadomo, że tuż po święceniach mało kto od razu obejmuje probostwo albo piastuje wysokie funkcje w diecezji czy zakonie. Ale zdarzają się równie spektakularne, co zadziwiające przypadki kościelnych karier. Za przykład weźmy drogę naukową. Na studia doktoranckie księdza muszą posłać przełożeni, a ich wybór nie zawsze pada na najzdolniejszego. Tu pojawia się pierwsze niebezpieczeństwo dla młodych duchownych. Są bowiem tacy, którzy - po ukończeniu seminarium zdeterminowani, by nadal się kształcić - zrobią wszystko, żeby zdobyć uznanie w oczach przełożonych. Ambicje, które same w sobie nie są niczym nagannym, biorą wtedy górę nad zdrowym rozsądkiem i etyką. Rodzą się niezdrowe zależności i relacje. Ale cóż, często właśnie dla tych księży kariera w Kościele stoi otworem. Podobnie bywa ze stanowiskiem proboszcza, czyli marzeniem niejednego wikariusza. W większości diecezji na probostwo czeka się kilkanaście lat. Ale bywają przypadki, że kapłan z niewielkim stażem zostaje proboszczem. Owszem, w grę może wchodzić szczególna predyspozycja do administrowania parafią, ale często to wyjątki potwierdzające tylko złą regułę. Są i tacy, którzy marzą o biskupstwie, bo ono zapewni im władzę. Zresztą wśród duchownych zwykło się powtarzać, że w tym pragnieniu nie ma nic złego, skoro św. Paweł pisał: "Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania" (1 Tm 3,1). Jednak zdaniem biblijnych egzegetów chodzi tu nie o urząd, ale o sprawowanie funkcji duszpasterskich - zwłaszcza że w tamtych czasach nie było jeszcze rozróżnienia na kościelne szczeble presbiteroi i episkopoi. Apostołowi chodziło zatem po prostu o duszpasterzy, a już na pewno nie o władzę.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona