Mimo ciągłych prześladowań, indyjscy chrześcijanie czują się umocnieni kanonizacją przez Benedykta XVI 12 października w Watykanie pierwszej Hinduski, siostry Alfonsy od Niepokalanego Poczęcia. Ma ona dla nich duży wymiar symboliczny.
O znaczeniu tej uroczystości opowiedzieli w rozmowie z agencją AsiaNews abp Raphael Cheenath, metropolita Katak-Bhubaneśwar w stanie Orisa i siostra Karuna ze Zgromadzenia Najdroższej Krwi Chrystusa. „Postać siostry Alfonsy jest dla nas inspiracją, szczególnie teraz, w trudnych czasach jakie nastały. Cierpiała w swoim życiu, lecz pozostała niezłomna w swojej miłości do Chrystusa. To dało jej siłę, by te cierpienia przezwyciężyć” – powiedział abp Cheenath. Dodał również, że na przestrzeni wieków Kościół zawsze podlegał różnego rodzaju prześladowaniom, Kościół w dystrykcie Kandhamal w stanie Orisa, gdzie rozpoczęły się prześladowania, podąża zatem po śladach Kościoła powszechnego. „Święta nie posiadała nic poza swoją wiarą w Chrystusa. Dokładnie w tej samej sytuacji są chrześcijanie w Kandhamal. Nie mają już swojego dobytku, przylgnęli do wiary i trwają z nadzieją w Chrystusie” – powiedział hierarcha. Siostra Karuna była jedną z pierwszych, których dotknęły prześladowania w Orisie. Spędziła tygodnie w obozie dla uchodźców. W tym czasie nie mogła nosić swojego habitu, musiała wyglądać jak lokalna kobieta, gdyż władze stanu śledziły, czy w obozach nie dochodzi do „chrześcijańskiego prozelityzmu”. „Podobnie jak siostra Alfonsa, tak i chrześcijanie w Kandhamal są zwykłymi i skromnymi ludźmi. Teraz muszą cierpieć, gdyż noszą imię Chrystusa” – powiedziała siostra Karuna. Dodała, że dzięki modlitwie Benedykta XVI w intencji prześladowanych, chrześcijanie w Indiach czują się „w sercu Kościoła”. W Indiach od końca sierpnia trwają pogromy chrześcijan. W nocy z 12 na 13 października fanatycy hinduistyczni zaatakowali i spalili kościół św. Antoniego w Yedavanahalli, w stanie Madhja Pradeś. Jako główną przyczynę trwających w Indiach od 23 sierpnia ataków na wyznawców Chrystusa podaje się zamordowanie Swamiego Laxamanandy Saraswatiego, radykalnego działacza hinduistycznego. Mimo, że do zabójstwa przyznały się ugrupowania maoistyczne, fundamentaliści oskarżyli o nie chrześcijan. Pogromy, które zaczęły się w stanie Orisa, rozlały się także na inne części kraju – stany Madhja Pradeś, Kerala, Karnataka i Ćhattisgarh. Szacuje się, że od końca sierpnia w Indiach zginęło przynajmniej 61 chrześcijan, a 18 tys. zostało rannych. Ekstremiści zniszczyli też 181 kościołów i ok. 4,5 tys. domów należących do wyznawców Chrystusa. Ponad 50 tys. ludzi uciekło ze swoich miejsc zamieszkania, 30 tys. spośród nich nadal ukrywa się w lasach. Tymczasem premier Indii, Manmohan Singh przestrzegł, że przemoc międzyreligijna i międzyetniczna, która wstrząsa krajem, zagraża jego „kruchej stabilności społecznej”. Za najgroźniejszy wymiar tych aktów przemocy szef rządu uznał „atak na wielokulturowość” kraju i tworzenie się rozłamów między różnymi wspólnotami i wewnątrz nich. Przemawiając w New Delhi do premierów stanów tworzących Indie, Singh stwierdził, że zagrożone jest „dumne dziedzictwo” społeczeństwa wieloetnicznego, wieloreligijnego i zorganizowanego w kasty. Uznał także, iż starcia między hinduistami, chrześcijanami, muzułmanami i grupami plemiennymi zostały sztucznie wywołane przez świadome podsycanie klimatu nienawiści. Już wcześniej premier Indii, który jest sikhem, mówił o „narodowym wstydzie” z powodu przemocy wobec chrześcijan w Orisie, popełnianych „metodycznie” przez hinduistycznych ekstremistów. Wśród 1,1 mld mieszkańców Indiach jest 80 proc. wyznawców hinduizmu, 14 proc. islamu i 2,3 proc. chrześcijaństwa.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.