Pomaganie biednym to strasznie skomplikowana sprawa.
Nie wyglądał źle. Ale potrzebował na bilet, żeby trochę zjeść i w ogóle, żeby w coś się ubrać. Pieniędzy akurat wiele nie miałem, ale dodałem mu też coś do zjedzenia i własną zapasową koszulę na drogę. Ledwie odszedł, znajomy, który wpadł na koniec tej sceny z pełnym politowania uśmiechem zapytał: „Jak mogłeś się dać tak naciągnąć? Przecież to znany wyłudzacz”. To był mój pierwszy raz.
Potem dawałem się naciągnąć jeszcze wiele razy. Na dworcu, bo zabrakło na bilet, pod kościołem, bo jest uciekinierką z Rumunii/Czeczenii/Bośni/Kosowa/ czy innego kraju, w którym działo się coś złego. Stawałem się bardziej wstrzemięźliwy, gdy te same osoby z tą samą gadką podchodziły do mnie już któryś raz w ciągu pół roku. Ale czasem się litowałem. Pan, który zbierał „na jedną bułkę” i w ciągu lat pewnie nazbierał już na całą piekarnię, też czasem dostawał, choć niezadowolony potrafił puścić za odchodzącym niezłą wiązankę. Ile razy dałem komuś, kto z żebrania zrobił swój styl życia i całkiem nieźle z tego żył? Albo – co gorsze – na alkohol albo narkotyki? Pewnie często. Mam nadzieję, że dobry Bóg nie będzie miał o to do mnie pretensji. Bo chyba tylko raz byłem przekonany że daję naprawdę głodnemu. Gdy młoda dziewczyna (pewnie narkomanka, ale cóż) prosiła mnie, żebym zostawił jej resztę z tego, co miałem na talerzu.
Słyszałem też opowieści pani z przyparafialnej jadłodajni, jak to biedni i głodni nie mają czasu w czymkolwiek pomóc i jak biedne i głodne dzieci po latach w to samo miejsce przysyłają swoje dzieci. Wiem jak można sobie opracować grafik z informacją co, gdzie i o której dają i nieźle z tego żyć. Słyszałem o pomocy dla głodujących w Afryce, która trafia w ręce grup przestępczych i o tym, jak taka humanitarna pomoc niszczy to, co zostało z miejscowej gospodarki. I widziałem też budynek FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) w Rzymie, choć nie potrafię powiedzieć ilu urzędników z tego pomagania biednym całkiem nieźle żyje.
Dlatego z mieszanymi uczuciami czytam dziś notatkę o wypowiedzi papieża Franciszka z okazji rozpoczęcia przez Caritas kampanii przeciw głodowi w świecie. Tak, fakt, że ciągle mamy na świecie tylu głodnych jest skandalem. Ale jak im pomóc? Konkretów tam nie ma. Więc trochę się boję, że będzie to przede wszystkim rozdawnictwo. A ono nie jest dobrym pomysłem. To tylko rozwiązanie doraźne. Co gorsze, mogące się w dłuższej perspektywie obrócić przeciwko tym, którym się pomaga, bo przyzwyczaja do bierności w trosce o chleb powszedni. Mam nadzieję, że odpowiedzialni za te kampanię to rozumieją.
W tym względzie nadzieją napawa mnie, pewnie przez niewielu zauważona, wieść o podpisanym niedawno przez przedstawicieli 159 krajów porozumieniu w sprawie liberalizacji handlu. Entuzjastycznie odniósł się zresztą do sprawy przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, abp. Silvano Tomasi. Krok ten powinien pomóc biednym sprzedawać swoje tanie towary bogatym, co tym pierwszym globalnie pomoże bardziej, niż transporty z żywnością. Ale czy rzeczywiście pomoże?
Obawiam się, że kraje bogate pewnie znów coś wymyślą, by chronić swój rynek. Jakieś krzywizny banana czy obowiązkowe energooszczędne żarówki. Przecież z powodu pomocy biednym nie można pozwolić na obniżenie poziomu życia własnych obywateli...
Takie pomaganie biednym to jednak strasznie skomplikowana sprawa…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.