Nigeria: Starcia miały podłoże polityczne a nie religijne

Brak komentarzy: 0

KAI/jk

publikacja 01.12.2008 21:27

W wyniku starć między muzułmanami i chrześcijanami, do jakich doszło 28 i 29 listopada w Jos w środkowej Nigerii, zginęło ponad 200 osób - poinformował oficjalnie rzecznik sztabu generalnego nigeryjskiej armii Sani Usman.

Wcześniej przedstawiciel Czerwonego Krzyża w Jos powiedział agencji AFP, że zginęło ponad 300 osób, natomiast Imam z głównego meczetu miasta ujawnił 30 listopada, że w budynku leży prawie 400 ciał, a jeden z lokalnych dziennikarzy doliczył się ich tam 381. Muzułmański dygnitarz Adamu Tsoho poinformował, że po modlitwie w głównym meczecie pochowano 351 muzułmańskich ofiar konfliktu. 30 innych zwłok zostało zabranych przez rodziny jeszcze 29 listopada wieczorem. Walki zaczęły się 28 listopada po rozpuszczeniu plotki, według której uważana za muzułmańską Partia Wszystkich Ludów Nigerii (ANPP) przegrała wybory lokalne z rządzącą na poziomie federalnym Demokratyczną Partią Ludową, z którą utożsamiają się chrześcijanie (PDP). Jonah Jang, gubernator stanu Plateau, którego stolicą jest Jos, wprowadził 24-godzinną godzinę policyjną w czterech dzielnicach miasta i nakazał żołnierzom strzelać do każdego, kto nie będzie jej przestrzegał. Natomiast w całym mieście godzina policyjna trwa od 18.00 do 8.00. Prezydent Nigerii Umaru Yar'Adua nakazał wzmocnienie obecności wojskowej w Jos, by zapewnić powrót do normalności w mieście. Według arcybiskupa Abudży Johna Olorunfemiego Onaiyekana krwawe starcia w Nigerii miały podłoże polityczne, a nie religijne. Odpowiedzialność za konflikt ponoszą politycy, starający się instrumentalizować religię i wykorzystywać ją do własnych celów – twierdzi w wypowiedzi dla Radia Watykańskiego przewodniczący Stowarzyszenia Chrześcijan Nigerii. Hierarcha zaprotestował przeciw doniesieniom BBC, jakoby ludzie ginęli w meczetach. Zażądał, aby władze przeprowadziły w tej sprawie staranne śledztwo. Jos, gdzie doszło w czwartek i piątek do zamieszek leży w nigeryjskim „pasie środkowym”, oddzielającym muzułmańską północ kraju od w większości chrześcijańskiego południa. Abp Onaiyekan zaznaczył, że w obydwu rywalizujących ugrupowaniach, Partii Wszystkich Ludzi w Nigerii (ANPP) jak i rządzącej Ludowej Partii Demokratycznej (PDP) są zarówno chrześcijanie jak i muzułmanie. Konflikt ma raczej podłoże etniczne, między ludnością miejscową, a przybyłymi przed ponad stu laty przedstawicielami grupy Hausa. Jest to lud wyznający islam sunnicki, którego tereny macierzyste obejmują północno-zachodnią Nigerię i południowy Niger. Jego skupiska znajdują się w wielu krajach Afryki Zachodniej. Niestety żył cały czas w izolacji, stąd tożsamość obydwu grup jest bardzo wyraźnie zaznaczona. "W obliczu problemów politycznych mamy zawsze do czynienia z mieszanką motywów etniczno-społeczno-religijnych" – twierdzi abp Onaiyekan. Zaznacza, że choć trudno ustalić konkretnie przyczyny napięć, są nimi bez wątpienia rywalizacja o władzę i problemy gospodarcze kraju. Konflikty rozpoczęły się w roku 2001 i w pewnym sensie są reakcją na demokratyzację kraju po wyborach prezydenckich w 1999 r. "Ludzie mogą wysuwać żądania, których nie można było formułować wcześniej" – uważa przewodniczący Stowarzyszenia Chrześcijan Nigerii. Hierarcha zauważa, że zasadniczo relacje między mieszkającymi w jego ojczyźnie chrześcijanami a muzułmanami są dobre, a świat zewnętrzny nie potrafi właściwie ocenić sytuacji. Pozytywnemu rozwojowi relacji między chrześcijanami a muzułmanami sprzyja współpraca w ramach Krajowej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego. W obliczu aktualnych napięć abp Onaiyekan przeprowadził rozmowę telefoniczną ze zwierzchnikiem tamtejszych muzułmanów, poszukując sposobów przywrócenia pokoju wewnętrznego. Można mówić o rozwoju relacji na poziomie ogólnonarodowym, znacznie jednak o nie trudniej na poziomie lokalnym. „Nie zawsze można kontrolować co mówi te czy inny imam lub pastor” – stwierdził w wypowiedzi dla Radia Watykańskiego przewodniczący Stowarzyszenia Chrześcijan Nigerii. W krwawych starciach w mieście Jos w Nigerii, do jakich doszło w czwartek i piątek życie straciło ponad 380 ludzi, a ponad 10 tys. musiało opuścić swe domy.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona