Dlaczego ks. Jankowski zrobił to, co zrobił, skoro przepraszał i mówił o bólu?
Ksiądz prałat Henryk Jankowski dotrzymał słowa. Tak jak obiecywał w zeszłym tygodniu dziennikarzom zwołał konferencje prasową, w czasie której odczytał listę pseudonimów i nazwisk osób, które miały donosić na niego do SB w związku z pielgrzymką Jana Pawła II w roku 1987. Nie pokazał żadnego dokumentu, który potwierdzałby agenturalną działalność którejkolwiek z wymienionych przez niego osób. Przepraszał za to, co robi, momentami miał niemal łzy w oczach, przepraszał też z nieznanych powodów w imieniu agentów, których ujawnił. Powtórzył nazwiska biskupa Meringa, chociaż w zeszłym tygodniu za podanie jego nazwiska w kontekście współpracy z SB przepraszał. Dlaczego ks. Jankowski zrobił to, co zrobił, skoro przepraszał i mówił o bólu? Podał tylko jedno uzasadnienie. Twierdził, że ujawnia nazwiska w imię prawdy i oczyszczania Kościoła. Jednak akcja księdza prałata wywołała mieszane reakcje. Z przewagą negatywnych. I to nie tylko osób, które od dawna wyrażały swoją niechęć do lustracji duchownych, takich jak przełożony ks. Jankowskiego abp Tadeusz Gocłowski. Działania księdza prałata zdecydowanie potępili publicyści znani z dążenia do ujawniania agentów w Kościele, tacy jak Marek Zając z Tygodnika Powszechnego czy Tomasz Terlikowski z Newsweeka. Terlikowski był tak wzburzony, że nie zawahał się publicznie przypominać niedawne sugestie, że „Delegat” to ks. Jankowski i zarzucać mu próbę odwracania uwagi od siebie. Ani Terlikowski ani Zając nie mieli wątpliwości, że ksiądz prałat zaszkodził ujawnianiu prawdy i oczyszczaniu pamięci w Kościele w Polsce. Obydwaj wymienieni jako wzór właściwego działania wskazywali ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Istotnie, dzięki stanowczej pomocy kard. Stanisława Dziwisza ks. Zaleskiemu udało się uniknąć popełnienia takiego błędu, jaki stał się udziałem ks. Jankowskiego. I również ks. Zaleski mówił wyraźnie, że nie wystarczy samo odczytanie nazwisk „jak książki telefonicznej”. W tym kontekście dziwią trochę jego uwagi, że to, co zrobił ksiądz prałat, jest „milowym krokiem, przełomem” i wyrazy podziwu dla jego odwagi. To, co zrobił ks. Jankowski z pewnością nie zasługuje na miano czynu odważnego. Szkoda, że ks. Jankowski dał się ponieść jakimś bliżej nieznanym motywom i urządził smutny spektakl, w którym zamiast w roli spowiednika wystąpił w charakterze inkwizytora. Postąpił całkowicie sprzecznie z myślą i z zasadami zawartymi w memoriale przyjętym przez polskich biskupów na Jasnej Górze pod koniec sierpnia. Spowodował, że oczyszczanie pamięci Kościoła znów przez wielu będzie widziane jako prywatne rozgrywki i zemsta kilku rozgoryczonych księży. I znacznie opóźnił powiedzenie prawdy. Nie tylko tej bolesnej. Także, a może przede wszystkim, tej chwalebnej. Tej, która mówi o strasznej cenie, jaką płacił Kościół katolicki w czasach PRL. Szkoda również, że abp Gocłowski nie poszedł śladem kard. Dziwisza i nie wydał ks. Jankowskiemu podobnego zakazu, jaki kilka miesięcy temu otrzymał ks. Zaleski. Bo nieprawdą jest to, co mówił dziennikarzom ksiądz prałat, że jako emeryt nie podlega jurysdykcji biskupa. Podlega do końca życia. Z zakazu wydanego przez kard. Dziwisza wynikło dobro - mimo początkowych medialnych żalów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.