Nagle usłyszałem, że w wolnej Polsce kościelne kariery robią nie bohaterowie, duchowni niezłomni, którzy w czasach prześladowań dawali świadectwo wierności i odwagi, ale... agenci.
Obejrzałem w pierwszą listopadową niedzielę program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Temat wydał mi się ważny: „Pomiędzy hańbą a męczeństwem”. Chodziło o Kościół katolicki w czasach PRL-u. Z wypiekami na twarzy słuchałem o zabójstwach księży. Padały nazwiska, które znałem, ale nawet dla mnie, wydawałoby się obytego z tematem, zaskakujące było zwrócenie uwagi przez jednego z uczestników dyskusji, że martyrologia duchownych trwała do ostatnich chwil PRL-u – aż trzech księży zamordowali „nieznani sprawcy” w roku 1989. Nie zdawałem sobie sprawy, że wtedy, gdy Kościół wydawał się gwarantem bezkrwawych przemian ustrojowych, był z taką determinacja prześladowany. Patrząc na twarze zgromadzonych w studio młodych ludzi zauważyłem, że dla nich wiedza o skali i bezwzględności prześladowań duchownych w czasach PRL-u jest całkowitą nowością. Przez głowę przebiegło mi pytanie, czy ten temat w ogóle jest uwzględniony w podręcznikach historii, z których korzystają dziś uczniowie w polskich szkołach? Jeśli nie, to źle. Już zacząłem z pewną satysfakcją myśleć, że nareszcie ktoś w mediach skupia się na tym, co w dziejach Kościoła katolickiego w Polsce w ostatnim półwieczu heroiczne (a więc na zdecydowanej większości faktów), a nie epatuje odbiorców agentami i lustracją, gdy nagle usłyszałem, że w wolnej Polsce kościelne kariery robią nie bohaterowie, duchowni niezłomni, którzy w czasach prześladowań dawali świadectwo wierności i odwagi, ale... agenci, ludzi, którzy wobec prześladującej Kościół władzy byli ulegli, szli na wątpliwe kompromisy itp. A dawni bohaterowie nie tylko nie są w żaden sposób docenieni, ale nawet doznają nowych prześladowań, tym razem już od swych konfratrów. Zmroziło mnie. Zwłaszcza, że tę zadziwiającą tezę wsparli niemal wszyscy uczestnicy dyskusji. Tylko Szymon Hołownia samotnie protestował przeciwko tego typu uogólnieniom. Zacząłem się zastanawiać, który z moich znajomych księży w ostatnich latach awansował. Wyszła mi spora lista. Wszyscy byli agentami? Byłem o krok od paranoi, ale nagle uświadomiłem sobie, że większość tych księży, o których pomyślałem, przyjęła święcenia w tym samym roku, co ja albo później. A ja otrzymałem święcenia w roku 1989. Przeraża mnie myślenie dużej części publicystów i tzw. medialnych ekspertów (niektórzy nazywaja ich „autorytetami”) o Kościele. Słuchając ich można by pomyśleć, że jest to albo jakaś partia polityczna albo przedsiębiorstwo nastawione na maksymalny zysk albo... grupa przestępcza. Nic dziwnego, że biskupi, księża i spora część mocno zaangażowanych w życie Kościoła świeckich nie lubią mediów i dziennikarzy. Jak lubić kogoś, kto mając możliwość docierania do milionów odbiorców z uporem fałszuje twój wizerunek?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.