Jeśli wypowiedź prawosławnego biskupa Hilariona nie została w relacji dziennikarskiej jakoś zasadniczo zniekształcona, to mamy do czynienia z poważnym znakiem zapytania nad przyszłym ekumenicznym dialogiem.
Prawosławny biskup Wiednia i całej Austrii jest postacią dość znaną i ważną. Przewodził delegacji Patriarchatu Moskiewskiego podczas pamiętnego spotkania w Rawennie, gdy delegacja rosyjska opuściła prawosławno-katolickie spotkanie na znak protestu przeciwko obecności na spotkaniu przedstawicieli prawosławnego Kościoła w Estonii. Tłumaczył później, że nie była to jego decyzja, ale konsekwencja ustaleń przyjętych kilka lat wcześniej przez sobór rosyjskiego Kościoła prawosławnego. Jego ostatnią wypowiedź trudno jednak potraktować inaczej, niż jako wyraz niewiary w sens ekumenicznych wysiłków. Z takim nastawieniem prowadzenie dialogu chyba nie ma sensu. Trudno się oczywiście nie zgodzić z tezą, że Kościoły nie powinny w imię politycznej poprawności łagodzić swoich systemów dogmatycznych czy moralnych. Jednak już przypominanie o tym, że katolicy i prawosławni powinni porzucić ducha rywalizacji brzmi dość gorzko. Mówiąc jednocześnie o porzuceniu ducha prozelityzmu biskup Hilarion jednoznacznie pokazał, kogo uważa za stronę winną owej niezrozumiałej rywalizacji. Może nie jestem obiektywny, ale choćby w świetle ostatnich zmian w Kościele katolickim w Rosji, taka ocena wydaje mi się niesprawiedliwa. Gdy szanuje się wolność ludzkich wyborów nie sposób uniknąć sytuacji, gdy prawosławny przechodzi do Kościoła katolickiego i odwrotnie. Tak naprawdę nie powinno się robić z tego problemu. Zdaniem biskupa Hilariona problem jednak jest. Zwłaszcza wtedy, gdy dzieje się to w Rosji. Konwersje katolików w Austrii czy Polsce to nie problem prozelityzmu. Najsmutniejsze w wypowiedzi prawosławnego hierarchy jest jednak to, że chce poszukiwanie prawdziwej jedności zastąpić doraźnymi sojuszami. Można zapytać, co konkretnie owe sojusze miałyby mieć na celu? Bo jeśli rzeczywiście obronę chrześcijańskich wartości, to w porządku. Tyle że „strategiczny sojusz” z rosyjskim prawosławiem nie jest tu specjalnie konieczny. Katolicy i bez prawosławnych starają się to robić, ciągle narażając się na zarzut obskurantyzmu. Wystarczyłoby zajęcie w dyskusyjnych kwestiach przez wszystkie chrześcijańskie Kościoły jasnego, zgodnego z Ewangelią stanowiska. Obawiam się, że w całej sprawie bardziej chodzi o wspólne wikłanie się w politykę. A to nie bardzo miałoby sens. Rezygnacja z poszukiwania prawdziwej jedności chrześcijan, a zastąpienie jej doraźnymi sojuszami byłaby katastrofą. Nie tylko dlatego, że byłaby sprzeniewierzeniem się woli Chrystusa. Także dlatego, że siłą rzeczy utrwalałaby i generowała ciągle nowe podziały. Niekoniecznie zresztą religijne. Widać to, gdy obserwuje się wewnątrzprawosłąwne spory o „terytoria kanoniczne”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że silna w prawosławiu pozycja Kościołów narodowych, tworzących własne struktury na terytorium innych Kościołów, łatwo staje się narzędziem do realizowania ambicji narodowych. Jako człowiek mieszkający na Śląsku, dobrze znający problemy z wyraźnym określeniem własnej narodowości, bałbym się takich rozwiązań w Kościele. Dlatego osiągnięcie prawdziwej jedność, a nie tworzenie doraźnych (i zmiennych?) sojuszy, wydaje mi się jedynym sensownym celem, do którego należy zmierzać. Nawet jeśli perspektywy odbudowania jedności wydają się dalekie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...