Czasem komentując jakieś wydarzenia nie warto używać wielu mocnych słów. Tylko zaciemniają obraz sprawy. Samo zestawienie faktów mówi znacznie więcej. Gdy zrobić tak z tym, co ostatnio na temat życia poczętego i wychowania seksualnego napisano w Gazecie Wyborczej, wszelkie słowa bledną.
Przyjrzyjmy się więc faktom. Najpierw dzięki Gazecie Wyborczej dowiedzieliśmy się, że mamy poważny problem: 14latka z Lublina została zgwałcona, a lekarze nie chcą zabić jej dziecka. Rychło okazuje się, że o gwałcie nie ma mowy. Jest tylko „czyn zabroniony”, który też zresztą jest powodem, dla którego w świetle prawa można dziecko zabić. Nie przeszkadza to jednak Piotrowi Pacewiczowi dalej twierdzić, że gwałt jednak był. Po co? Chciałoby się wierzyć w czyste intencje. Potem wyjaśniła się też sprawa lekarzy, którzy nie chcieli dokonać aborcji: w ich ocenie nie było ku temu podstaw. Bo brakowało wymaganego przez prawo jednoznacznego oświadczenia dziewczyny, że tego rzeczywiście chce. Istniały podejrzenia, że jest do aborcji zmuszana, a sprawą miał zająć się sąd. W tej sytuacji zamiast radości, iż dziewczyna może zechce cieszyć się swoim dzieckiem, padają mocne oskarżenia pod adresem tych, którzy chcieli przekonać Agatę, że jednak warto ocalić życie. Zdaniem Gazety Wyborczej kobiecie w rozterce można radzić tylko jedno: zabić. Jak to się ma do promocji wolnego wyboru kobiety? Dziś kolejna niekonsekwencja. Dwa dni temu Gazeta Wyborcza szeroko informowała o decyzji Pani minister Kopacz, że został wyznaczony szpital, który dokona aborcji. Dziś oburza się na KAI, że podała bardzo ogólną informację o tym, że do aborcji doszło. Po co trzymać to w tajemnicy? Trudno uwierzyć, że gazeta, która tak szczegółowo rozwodziła się nad losem czternastolatki i której dziennikarze robili z nią wywiady nawet w szpitalu, nagle zaczęli dbać o jej prywatność. Odpowiedź znajduje się w artykule, w opinii Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: chodzi o to, by móc wykorzystać sprawę Agaty do nacisków na zmianę prawa. Z rzekomej troski o wolność wyboru młodej dziewczyny wyłania się prawdziwe oblicze sprawy: wykorzystanie sytuacji do nacisków na zmianę prawa. Ot, taki swoisty personalizm zwolenników aborcji. Wykorzystać dramat dziewczyny, by ustanowić prawo pozwalające zabijać nienarodzone dzieci bez żadnych ograniczeń. I najlepiej takie, które zakazywałoby wszelkich w tym względzie wahań. Pointę do sprawy dopisuje dzisiejsza Gazeta Wyborcza w zupełnie innym artykule, „Z dziećmi o seksie”. Zawarte w nim tezy mogą szokować, bo w dużej mierze dotyczą gimnazjalistów, a więc osób w wieku 12-15 lat. Nieprawdziwe założenie, że edukacja seksualna to mniej niechcianych ciąż wśród młodszej młodzieży, oburzanie się, że na edukację seksualną w szkole muszą zgodzić się rodzice, ubolewanie, że dzieci nie mają odpowiedniej wiedzy, bo nie potrafią informacji zdobytych na biologii odnieść do swojego życia itd. itp. W tym kontekście przestaje dziwić, że w sprawie Agaty Gazecie Wyborczej potrzebny był gwałt. Łatwiej wtedy w takich jak ten tekstach nie zauważyć nawoływania do popełniania „czynów zabronionych”. Można tylko zapytać po co? Żeby było więcej takich Agat i można było zabić więcej nienarodzonych dzieci? A może po to, by łatwiej było znaleźć kolejne sprawy, które pomogą w naciskach na zmianę prawa? Żal, że dwa dni temu stracił życie kolejny niewinny człowiek. Mam jednak wrażenie, że tym razem tak naprawdę przegrali zwolennicy niczym nieskrępowanej aborcji. Pokazali bowiem, że nie o wolność wyboru chodzi, ale o pogardę dla życia. Obudzili tym samym wielu tych, którzy do tej pory mieli w tym względzie jeszcze jakieś złudzenia. Dziś chyba bardziej niż parę tygodni temu rozumiemy stara biblijną prawdę: tylko wybierając życie można naprawdę żyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.