W miejsce kazania miało być rozważanie ewangelii w ciszy. Biskup usiadł. -
Zemdlał! Biskup zemdlał! - zaczęli się cieszyć stojący opodal kościoła ludzie.
W Miasteczku Śląskim od miesięcy trwa awantura o księdza.
Święty was kopnie
Msza w Miasteczku kończy się, kapłani procesyjnie zmierzają na cmentarz, do grobu księdza Christopha. Wszyscy go tu czczą. Miał się już rozpocząć jego proces beatyfikacyjny, ale wskutek zajść w parafii został odłożony – być może na zawsze.
Jedna z kobiet okupujących plebanię, oparta o płot, spogląda na wychodzących kapłanów. – Ksiądz Christoph by musioł stanąć, żeby nimi potrząść. Abo zaroz w ryj kopnąć” – mówi ponuro.
Nagle między buntownikami poruszenie. Za płotem pojawia się ksiądz Grzegorz. Kobiety patrzą na niego z uwielbieniem. Dla nich jest absolutnym guru. Nie wierzą, że ma problemy z alkoholem, że daleko mu do ideału kapłana. – Takiego człowieka zniszczyć, swojego pasterza – mówi nabożnie jedna z pań. Po twarzy „pasterza” pełga drwiący uśmieszek. – Bez nerwów. Nie dać się sprowokować – powtarza. – Więcej policji nie mogli ściągnąć – szydzi, spoglądając na stojący opodal radiowóz. – A pan z „Gościa” zapisuje? – zwraca się w moim kierunku.
– Czy możemy porozmawiać? – wykorzystuję nadarzającą się okazję. – Ja żadnej redakcji nie odmówiłem – odpowiada ksiądz Grzegorz.
Rozsądnie posłuszny
Niełatwo dostać się na plebanię w Miasteczku. Gdyby nie wcześniejsza rozmowa, nie mielibyśmy szans przebrnąć przez czujki zawziętych okupantek. Z rozmowy robi się jednak konferencja prasowa. Na plebanii są dziennikarze z innych pism, jest nawet kamera. Księdza Dewora otacza sztab popleczników, którzy co chwila przeszkadzają w rozmowie. Ksiądz jednak nie chce rozmawiać bez nich.
Ma wysokie mniemanie o sobie. – Byli tu obaj biskupi, nie próbowali się kontaktować, nie próbowali podejść – mówi swoim flegmatycznym, upozowanym na pobożny, głosem. – Brak dialogu. Ja nie będę trzymał wyciągniętej ręki. Schowałem ją do kieszeni – kiwa głową.