Reklama

Ks. Jerzy Popiełuszko

19 października 1984 roku funkcjonariusze SB zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę, kapelana "Solidarności".

Reklama

Po święceniach kapłańskich pracował w kilku parafiach. “Przyszedł do nas jako neoprezbiter – mówi ks. Tadeusz Karolak, wówczas proboszcz parafii w Ząbkach – ale bardzo szybko zaczął zaznaczać swoją obecność w parafii. Przede wszystkim założył młodzieżowe kółko różańcowe. Ale nie było to tylko kółko modlitewne. Młodzież Jerzego zbierała dary, które co kilka tygodni zanoszono do zakładu wychowawczego”. “Później był rezydentem w kościele świętej Anny – dodaje ks. Jan Sochoń – i zajmował się duszpasterstwem środowisk medycznych. Potem przenosi się do parafii świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu”. Tam zastaje go rok 1980. Strajki ogarniają cały kraj. Strajkuje także Huta Warszawa. “On się tam znalazł trochę przypadkowo – mówi ks. Sochoń – Ksiądz Jerzy Czarnota poproszony przez ówczesnego kapelana Prymasa Wyszyńskiego o odprawienie Mszy św. na terenie Huty akurat nie mógł tego uczynić, bo tego dnia miał inną liturgię. Obok ks. Czarnoty stał ks. Jerzy, który powiedział, że wobec tego on pojedzie odprawić Mszę dla hutników”. “Tego dnia i tej Mszy św. nie zapomnę do końca życia – mówił ks. Jerzy na półtora roku przed śmiercią. Szedłem z ogromna tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące, pytania nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy, przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gesty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że Ktoś Ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat wytrwale pukał do fabrycznych bram”. Słowa te powiedział ks. Jerzy w wywiadzie udzielonym księdzu Jerzemu Ponińskiemu i opublikowanym w maju 1983 roku. Gdy ks. Poniński zapytał go, co dla siebie wyniósł z tej pracy, ks. Jerzy odpowiedział: “Zobaczyłem jak Ewangelia zmienia człowieka. Kiedy zwykle jako księża spotykamy się z ludźmi stale wierzącymi, najczęściej w świątyniach, może mniej to dostrzegamy. A tam byłem – i jestem – świadkiem “przebudzenia” tych ludzi. Czy wiesz co to za wspaniałe uczucie, kiedy chrzci się trzydziestoletniego człowieka, który nigdy przedtem nie słyszał o Bogu. Nie ma teraz tygodnia bez takiego chrztu. Tak, czasami czuję zmęczenie. Brakuje mi czasu dla wszystkich. Najmniej mam go dla siebie. Ale nie czuję znużenia”. Dla robotników wkrótce stał się ks. Jerzy wielkim autorytetem. Mimo stosunkowo młodego wieku był traktowany przez nich jak ojciec. Ale nie tylko oni liczyli się z jego zdaniem. “Najwięksi intelektualiści tamtego czasu zjawiali się u ks. Jerzego – mówi ks. Sochoń – w jego pokoiku przy Hozjusza po to, by zaczerpnąć oddechu, uspokoić się, uciszyć swoje nadmierne może nieraz emocje. Wiele było takich spotkań z księdzem Jerzym. Jedno z nich opisuje Roma Szczepkowska: “Siedzieliśmy kiedyś u niego w parę osób, a w kraju było już spore wrzenie, i ktoś powiedział: Jurek, dość tego cackania się, nazwij sprawy po imieniu. Powiedz coś o Jaruzelskim. Popatrzył po wszystkich ogromnymi oczami i pytał każdego: Tak uważasz? Tak – odpowiadaliśmy po kolei. Ja nie myślałem, że wy nic nie rozumiecie. Wy. Zawsze był wesoły i pogodny a wtedy widać było, że odebrał cios. Jurek, o co ci chodzi – ktoś zapytał. Ludzie, czy wy nie zauważyliście, ze ja walczę ze złem, a nie z jego ofiarami? To są ofiary zła, ja im współczuję – ten jedyny raz zafundował nam dydaktykę”.

Oto siewca wyszedł siać

Jest grudzień 1981 roku. Pierwsza wigilia Bożego Narodzenia w stanie wojennym. I zarazem pierwszy wieczór, gdy nie obowiązuje godzina milicyjna. Polacy mogą iść na pasterkę – zadecydowała komunistyczna władza. Także w kościele św. Stanisława Kostki sprawowana jest Msza św. Narodzenia Pańskiego. Po jej zakończeniu ks. Jerzy wychodzi z zapasem opłatków. Wsiada do samochodu i jedzie do koksownika, gdzie grzeją się żołnierze. Ci nie rozumieją, co się dzieje. “Jestem księdzem – mówił – dzisiaj jest wigilia, chcę się z wami przełamać opłatkiem. Potem następny koksownik i następny. Rozmowy, łzy chłopaków w mundurach, nieraz spowiedzi.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
0°C Sobota
noc
-1°C Sobota
rano
wiecej »

Reklama