Podobno gazeta Michnika walczy o równouprawnienie. Ale jej dziennikarki muszą się publicznie tłumaczyć z tego, że są na urlopie macierzyńskim. Ich tekst przypomina list z obozu pracy przymusowej.
"Gazeta Wyborcza" dumnie stoi na straży praw kobiet, szerząc wyzwalające postulaty gender i udostępniając swoje łamy czołowym aktywistkom frontu feministycznego. Jej zwolennicy powtarzają w kółko, że gdyby nie redakcja z Czerskiej, polskie kobiety wciąż tkwiłyby pod jarzmem męskich tyranów (przede wszystkim tych w sutannach), a być może nie miałyby nawet praw wyborczych. Nikt podobno nie dba tak o ineresy kobiet jak redaktorzy od Michnika. Zobaczmy zatem jak wygląda życie kobiety w tej redakcji w praktyce.
Kilka dni temu w "Gazecie" ukazał się tekst "Ty? Rok z dzieckiem w domu?!" Dziennikarki "Wyborczej" zostały matkami na 100 proc. Tekst, w którym Katarzyna Staszak, Natalia Waloch-Matlakiewicz tłumaczą się przed czytelnikami (a może przed swoją redakcją) z tego, że są na urlopie macierzyńskim.
Jedna z nich pisze: "Urodziłam po dziewięciu latach pracy w "Wyborczej". Ucieszyłam się, że będę miała prawo do rocznego urlopu, bo chciałam być matką na sto procent. Ale zaraz potem, wobec wszechobecnej krytyki wydłużonego macierzyńskiego, wpadłam w wir niekończących się rozterek".
Druga z kolei podkreśla: "Jak z podziwem zauważył kolega redaktor, pierwszy tekst z macierzyńskiego zamówiłam i zredagowałam pięć dni po porodzie. Z miłości do pracy, poczucia obowiązku, nieskromnego przekonania, że lepiej niż koledzy znam się na służbie zdrowia. I ze strachu, że o mnie w redakcji zapomną. Są dni, gdy to ostatnie odczucie dominuje [...] Pracuję niemal codziennie. O 20, gdy dziecko zaśnie, parzę kawę i odpalam komputer. Telefony i mejle załatwiam podczas dwugodzinnego spaceru. Robię to, by po roku zasłużyć na to samo biurko".
Choć obie zgodnie podkreślają, że chcą spędzić ze swoimi dziećmi jak najwięcej czasu, a obecność przy pierwszych chwilach swojego dzieciątka jest znacznie bardziej pasjonująca, niż ślęczenie nad najciekawszym numerem "Wyborczej", to jednak z ich relacji bije dramatyczny opis obozu pracy, w którym dużo mówi się o prawach kobiet, ale kiedy przychodzi co do czego to nie szanuje się tak podstawowego z nich jak urlop macierzyński. Bo gdyby kobieta była szanowana jako matka, to nie obawiałaby się, że po roku spędzonym z dzieckiem wyleją ją z pracy.
Cały tekst jest strzałem w stopę "Wyborczej". Pokazuje czarno na białym, że ci, którzy programowo niosą na sztandarach hasło równouprawnienia kobiet, w rzeczywistości traktują je jak niewolników na plantacji - wartościowych o tyle, o ile wyrobią określoną normę pracy. Tymczasem kobieta nie jest cenna z powodu wypracowanego przez nią materiału, ale jest cenna po prostu. A jednym z najpiękniejszych aspektów jej życia jest właśnie macierzyństwo. Możliwość tak bliskiej obecności przy rodzącym się i dorastającym życiu, jakiej my mężczyźni nigdy nie doświadczymy. Choćbyśmy nie wiem jak długo walczyli o równouprawnienie w tej kwestii. I prawdziwy facet, który Was szanuje, drogie Panie, nie będzie Wam wypominał urlopu macierzyńskiego, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, by wesprzeć Was w tym czasie. Czy to jako ojciec, czy jako pracodawca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.