Czwarte miejsce zdobyli biało-czerwoni w konkursie drużynowym na olimpijskiej skoczni w Soczi. Apetyty były ogromne - nie udało się. Ale to i tak największe osiągnięcie w historii występów polskiej reprezentacji skoczków na igrzyskach olimpijskich. Złoto - dla Niemców.
Pierwsza seria nie była dla Polaków pomyślna. Maciej Kot skoczył 131,5 m i nie był to zły skok, ale rywale - m.in. z Niemiec, Austrii i Japonii - skakali dalej. Jako drugi z naszych na rozbiegu zameldował się Piotr Żyła. Osiągnął zaledwie 121 m. Jan Ziobro wylądował na 130,5 m - nieźle, jak na jego możliwości. Niestety, polski lider Kamil Stoch zaledwie powtórzył wyczyn Ziobry. W sumie wystarczyło to Polakom na zajęcie po pierwszej serii czwartej pozycji. Pierwsi byli Niemcy, a za nimi kolejno: Austriacy i Japończycy. Za Polakami znaleźli się faworyzowali Słoweńcy. Jeszcze dalej - Norwegowie i Czesi. Upadek zaliczył jeden ze skoczków kanadyjskich. Jednak nic poważnego się nie stało, a Kanadyjczycy i tak - zgodnie z oczekiwaniami - po pierwszej serii pożegnali się z konkursem. Prócz wspomnianych wcześniej drużyn znaleźli się w niej jeszcze Norwegowie, Czesi i Finowie. By zdobyć medal (brązowy), Polacy musieli odrobić 18,3 pkt.
Drugą serię rozpoczął dla naszej drużyny Maciej Kot. Osiągnął 129 m. Nie tylko nie odrobił dystansu do Japończyków, ale nawet straciliśmy po jego skoku jedno miejsce na rzecz Norwegów. Ci jednak postanowili rzucić swych asów na początek, a słabszych zostawić na koniec. Piotr Żyła w drugim skoku się zrehabilitował - 132 m. I znów brakowało nam 18,3 pkt. do Japończyków. Ale też prawie 4 pkt. do Norwegów. Metr dalej od swego rywala z Japonii wylądował Jan Ziobro. Skoczył 133 m. To dało nam zrównanie się punktami z Norwegami. Emocje najmocniej rozgrzewały pewnie Austriaków i Niemców, którzy w marszu po złoto szli na tym etapie niemalże równo, z niewielką wszakże przewagą Niemców. Na koniec odpaliła "rakieta z Zębu" - Kamil Stoch skoczył 135 m. Na Norwegów to wystarczyło, na Japończyków - już nie.
Ostatecznie zwycięstwo odnieśli Niemcy, którzy wyprzedzili Austriaków i Japończyków. Najwięksi przegrani to faworyzowani Słoweńcy - tym razem wylądowali na 5 miejscu.
Gdyby był to konkurs indywidualny, Kamil Stoch zdobyłby brązowy medal.
- Każdy z nas mógł skoczyć lepiej, zwłaszcza w pierwszej serii. Zwłaszcza ja - przyznał samokrytycznie Kamil Stoch w TVP. - Czwarte miejsce to nie jest takie fajne... - mówił rozczarowany dwukrotny mistrz olimpijski. Zauważył, że ktoś mógłby powiedzieć, że jest głupkiem, skoro zdobył dwa złota, a mimo to czuje się zawiedziony. A jednak czuje rozczarowanie, bo - jak podkreślił - polską drużynę było tego dnia stać na zdobycia medali.
FEHIM DEMIR/PAP/EPA Polska drużyna w locie, od lewej: Maciej Kot, Piotr Żyła, Jan Ziobro i Kamil Stoch
Msza św. w 106. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.