Ojciec Krąpiec agentem bezpieki? W pełni solidaryzuję się z jego obrońcami.
Jest winny, bo rozmawiał z bezpieką. Tego typu argumentację słyszałem w ostatnich latach wielokrotnie. Dyskusje o agenturalnej przeszłości tej czy owej znanej postaci nie budzą już dziś takich emocji, jak jeszcze kilka lat temu, ale problem ciągle istnieje. I ciągle jedną czy drugą niesprawiedliwą oceną można przekreślić cały dorobek prawego człowieka. Dziś za sprawą książki Dariusza Rosiaka „Wielka odmowa” na ławie oskarżonych posadzono kolejnego wielkiego człowieka, nieżyjącego już o. Mieczysława Krąpca, wieloletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Kto w sporze o jego przeszłość ma rację? Oskarżający dziennikarz czy ci, którzy przez lata go znali?
Oczywiście nie mam kompetencji by sprawę jednoznacznie rozstrzygnąć. Chciałbym jednak zwrócić uwagą na podstawowy błąd, jaki w różnych tego typu oskarżeniach ciągle się pojawia. Otóż już sam fakt, że ktoś rozmawiał z pracownikami SB traktuje się jako powód do uznawania danej postaci za co najmniej podejrzaną. Bo rozmawiał. A wtedy już wszystkie wątpliwości rozstrzyga się na jej niekorzyść. No, chyba że wezwany na „rozmową” nieszczęśnik konsekwentnie milczał albo mówił tylko o ostatnich wydarzeniach sportowych. Jeśli jednak powiedział cokolwiek o znanych sobie osobach, już jest traktowany jako donosiciel. Nawet jeśli tylko opowiadał anegdotki.
Żart? Nie. Ten sposób myślenia można znaleźć w przynajmniej niektórych publikacjach na ten temat. Przecież nawet wyjawienie, że ktoś lubi kawę czy że pali takie to a takie papierosy to już element charakterystyki postaci. I w odpowiednim momencie można nawet tak nieznaczącą informację przeciw temu człowiekowi wykorzystać. Choćby po to, żeby wmówić mu podczas przesłuchania, że się wszystko o nim wie. Czy jednak nieszczęśnik, który z różnych powodów musiał z funkcjonariuszami SB rozmawiać, może z tego powodu być traktowany jako donosiciel? Idąc tym tropem (i nieco przesadzając) trzeba by za donosicieli uznać wszystkich, którzy w tamtym czasie jakoś się reżimowi narazili, zaś za bohaterów uznać postaci tak nieznaczące, że SB nawet się nimi nie zainteresowała.
Wszyscy, którym zrządzeniem losu przyszło żyć w bagnie PRL-u mieli do wyboru wynieść się z tego bagna helikopterem (emigracja), siedzieć i czekać, aż bagno samo wyschnie (wziąć komunizm na przeczekanie) albo starać się znaleźć jakieś z niego wyjście. Absurdem jest oczekiwać, że ten kto szuka wyjścia z bagna – dla siebie i innych – wyjdzie z niego nieskazitelnie czysty. KUL był w tamtych latach jedną z nielicznych wysp intelektualnej wolności. Jego absolwenci po ’89 roku czynnie włączyli się w budowanie nowej Polski. Byli pewnie ludźmi najmniej skażonymi obowiązującą wcześniej ideologią. Czy ten uniwersytet nie był wart, by narazić się na takie ubrudzenie się przez rozmawianie z bezpieką?
Mam zresztą nieodparte wrażenie, że do upadku komunizmu bardziej niż głęboko zakonspirowane grupy opozycjonistów rozrzucających ulotki przyczynili się ci – znani i nieznani – którzy swoją postawa otwarcie deklarowali, że w takim cyrku uczestniczyć nie chcą; że komunizm nie ma przyszłości. No ale może nie mam racji…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.