- Karol Miczajka wspominał mi, że choć tę mroźną noc 19 stycznia 1945 roku spędził pod dachem - nie musiał stać pod gołym niebem jak inni więźniowie - to w szopie obok niego było wielu, którzy i tak nie dożyli świtu... - mówi Jerzy Klistała
70 lat temu, kiedy wydawało się, że koniec II wojny światowej już blisko, w przejmującym zimnie, wyniszczeni, głodni więźniowie KL Auschwitz szli w tzw. marszu śmierci - z Oświęcimia do Wodzisławia Śl.
Mieszkający w Bielsku-Białej Jerzy Klistała, pasjonat historii, od lat ocala pamięć o zwykłych ludziach, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, w obozach koncentracyjnych. Własnym wysiłkiem wydaje słowniki biograficzne-martyrologia, które upamiętniają, jak sam mówi, bohaterów z sąsiedztwa.
Jerzy Klistała był także prelegentem podczas konferencji naukowej zorganizowanej w 70. rocznicę marszu ewakuacyjnego, zwanego też marszem śmierci z KL Auschwitz do Wodzisławia. Konferencję zorganizował urząd miasta i muzeum w Wodzisławiu Śl. Historyk pasjonat mówił jej uczestnikom o swoich spotkaniach z uczestnikami marszu, którzy ocaleli.
Było bardzo zimno
- 17 stycznia 1945 r. przedostała się do obozu informacja, że jednostki Armii Czerwonej są już na przedmieściach Krakowa, skutkiem czego komendant obozu podjął decyzję o ewakuacji więźniów - mówi Jerzy Klistała. - W nocy z 17 na 18 stycznia na dziedzińcu bloku nr 11 palono akta, podobnie czyniono też w innych obozach i podobozach podległych KL Auschwitz. Więźniowie w napięciu czekali na moment ewakuacji. Liczyli bowiem na to, że wyjście poza ogrodzenia obozu stworzy okazję do ucieczki. Formowano ich w kolumny po 5 osób w rzędzie. Tylko eskortujący ich i dobrze uzbrojeni esesmani znali kierunek marszu.
18 stycznia o świcie wyprowadzono z obozu pierwszą, około 500-osobową kolumnę więźniów. Na drogę dostali bochenek obozowego chleba i około 300 gram margaryny. Za tą grupą wychodziły następne, i następne... W obozie pozostać mieli tylko więźniowie niezdolni do marszu, a więc chorzy, skrajnie wyczerpani oraz kilku więźniów, którzy postanowili pozostać z chorymi.
Więźniowie szli dwiema trasami: Pierwsza prowadziła przez: Rajsko, Brzeszcze, Jawiszowice, Miedźną, Ćwiklice, Pszczynę, Porębę, Brzeźce, Studzionkę, Pawłowice, Pniówek, Bzie, Jastrzębie Zdrój i Mszanę, Wilchwy. Druga - przez: Rajsko, Brzeszcze, Jawiszowice, Miedźną, Ćwiklice, Pszczynę, Suszec Łęg, Rudziczkę, Żory, Świerklany, Marklowice.
Nie dam rady iść
Wieczorem 18 stycznia 1945 r. sformowano ostatnią kolumnę ewakuacyjną, w której m. in. znaleźli się Franciszek Ogon, Karol Miczajka oraz jego brat, Henryk z Rybnika. Henryk pracował w komandzie obsługującym więźniarski szpital.
- Według relacji mojego rozmówcy - Karola Miczajki, (zmarł w 2011 roku) - tamtego wieczoru było bardzo śnieżnie i zimno. Więźniowie stali przygotowani do wyjścia. Niemal tuż przed bramą, Henryk podszedł do Karola i powiedział: "Karol, ja nie dam rady iść, ja zostaję". Uściskali się serdecznie na pożegnanie, gdyż nie wiedzieli, czy się jeszcze zobaczą. Po chwili Henryk przesunął się między stojącymi w kolumnie więźniami w głąb obozu i wrócił do chorych. Karol Miczajka bardzo mocno przeżywał rozstanie z bratem. Wychodził z obozu ze świadomością, że esesmani wymordują wszystkich pozostałych w obozie więźniów, aby nie zostawić świadków swoich zbrodni. Około godziny 1.00 w nocy ta ostatnia kolumna opuściła obóz.
Tej nocy towarzyszył im lodowaty wiatr, mróz poniżej 20 stopni, wyczerpanie spowodowane pracą ponad siły, głód i - jak mówi Jerzy Klistała - być może sprzeczne uczucia: ulgi z przetrwania piekła obozu, smutku i żalu, z powodu milionów zamordowanych tam więźniów, strachu i niepewności co do dalszego losu. Ewakuacja nie oznaczała jeszcze wyzwolenia...
Kolumna wynędzniałych cieni
W Księdze Pamiątkowej rybnickiego gimnazjum, Karol Miczajka zamieścił tekst pt. "W drodze krzyżowej": Nadszedł dzień 18 stycznia 1945 r., pamiętny dzień ostatecznej likwidacji obozu oświęcimskiego, dzień, zwiastujący wrogom zbliżającą się nieuchronnie klęskę, nam zaś, numerom w pasiakach, iskierkę nadziei.
(..) Od rana nieprzerwanie wychodziły przez bramę setki więźniów w zwartych szeregach z tobołkami, paczkami, tłomokami. Każdy przygotował się do drogi, jak mógł najlepiej. W ostatnim bowiem dniu otworzono wszystkie magazyny odzieżowe i żywnościowe, wydając z nich zapasy bez ograniczenia. Ruch w obozie zrobił się niczym w ulu. Przed kancelarią obozową palił się stos kartotek, aktów i pism, a funkcjonariusze SS pilnowali, aby wszelkie dowody ich działalności zostały całkowicie zniszczone.
Około godziny dwunastej w nocy pochłonęła nas fala wypływających z obozu więźniów. Księżyc świecił jasno, oświetlając nam drogę i chrupiący pod nogami śnieg. Mróz szczypał w uszy i odmrażał policzki i ręce, ale nikt nie czuł mrozu. Szliśmy raźno po udeptanym śniegu w księżycową noc, w nieznaną i niebezpieczną przyszłość. Wznosząc oczy do nieba, ten i ów robi nieznacznie znak krzyża i szepce słowa modlitwy. Pytamy się sami siebie: Co gotuje nam los? Czy wreszcie będzie łaskawszy, czy też nadal tak nieludzko okrutny?
Jeszcze ostatnie spojrzenie za siebie i ciche westchnienie; westchnienie, które miało być wyrazem ulgi, ale przytłoczone ogromnym ciężarem niepewności i obawy, z trudem dobyło się z piersi.
Obok nas nieodstępni stróże, odziani w grube płaszcze i kożuchy, z karabinami przygotowanymi w każdej chwili do strzału. Wśród mroźnej nocy słychać ich nawoływanie i ujadanie rwących się na smyczach psów.
(...) I tak długa bez końca kolumna wynędzniałych cieni sunęła wciąż naprzód, znacząc drogę trupami i krwią...
Nie dożyli świtu
Więźniów, którzy nie nadążali za kolumną lub próbowali uciekać, esesmani od razu zabijali. Ich ciała zostawiano na poboczu drogi.
Unieważnianie wyborów, plany wyłączania mediów społecznościowych, lekceważenie wyborców...
Prezydent po rozmowie z sekretarzem obrony Stanów Zjednoczonych Petem Hegsethem.
Minister Kosiniak-Kamysz: Sojusz polsko-amerykański nigdy nie był tak silny jak teraz.
Trzeba zakończyć tę wojnę - mówił też o sytuacji na Ukrainie.
Trump: Rosja od dawna mówiła, że nie pozwoli na Ukrainę w NATO, ja chcę tylko zakończenia wojny.
Armia Krajowa była najlepiej zorganizowanym podziemnym wojskiem w okupowanej Europie.