Z opinii nagrania z wieży smoleńskiego lotniska wynika, że kontrolerzy nie polecili załodze Tu-154 zejścia do wysokości 50 metrów - podał w środę mjr Marcin Maksjan z NPW. Przeczy temu pilot Jaka-40 Artur Wosztyl.
Nieżyjący już Remigiusz Muś, były technik pokładowy Jaka-40, utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m.
Maksjan skomentował opublikowane w środę na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej stenogramy z zapisami nagrania z wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, lądującego w Smoleńsku przed katastrofą. Dodano do tego zeznania Musia oraz pilota Jaka-40 Artura Wosztyla.
Maksjan powiedział dziennikarzom, że ze strony 298. opinii wynika, iż polecenie dla załogi Tu-154 dotyczyło gotowości do odejścia na drugi krąg od wysokości 100 m. Nie chciał oceniać, czy świadek się pomylił.
"Kurde, moim zdaniem (...) na razie nie należy go naprowadzać. Nie ma sensu, nie widzę teraz już (...)" - mówi o 9.28 jedna z osób z wieży. "Co za mgła kurde. O dziesiątej godzinie. Co za dom wariatów" - dodaje minutę później inna osoba.
Dowódca kontrolerów płk Nikołaj Krasnokutski o pogodzie wielokrotnie rozmawiał z oficerem operacyjnym, mjr. Kurtincem. O 9.39 mówi: "Smoleńsk przykryło". "Przyczyna?" - pyta operacyjny. "Mgła" - pada odpowiedź. Kurtiniec dopytuje, czy "na długo". "Nie wiemy, na razie niegotowy, w prognozie jej nie było, w ciągu 20 minut wszystko przykryło. Teraz Frołow (pilot rosyjskiego Iła-76, który bez powodzenia próbował wylądować w Smoleńsku - PAP), odsyłamy na zapasowe do Tweru" - odparł Krasnokutski.
Już wtedy, po przekazaniu do Smoleńska, że polska "tutka" wyleciała w ich stronę, oficer z wieży mówił, że "trzeba dla nich szukać zapasowego" lotniska, (ustalono, że mogłoby to być Wnukowo). "Bez wątpienia próbne podejście wykona, do swojego minimum. Ale u nas nie ma ani minimum, danych, niczego nie ma" - mówił. Ustalał jeszcze z mjr. Kurtincem, do jakiej wysokości mają sprowadzać maszynę. "Do stu metrów, kurde" - powiedział operacyjny, dodając: "niżej nie zejdzie". "No ja przekażę do głównego centrum i oni tam rozstrzygną" - powiedział na koniec.
O 9.51 zastępca Krasnokutskiego ppłk Paweł Plusnin kolejny raz rozmawiał z mjr. Kurtincem o odsyłaniu tupolewa na Wnukowo. "Rozmawiałem z głównym centrum, zabiorą na Wnukowo" - obiecał operacyjny i dodał, że główne centrum ma to przekazać "głównemu Polakowi" - jak określano w rozmowach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wybrano Wnukowo, a nie Twer, bo - jak mówił o 10.17 Kurtiniec - w Twerze nie ma urzędu celnego. O 10.17 Kurtiniec informował jeszcze lotnisko w Smoleńsku, że polski samolot leci na Wnukowo.
Od godz. 10.06 osoby na wieży rozmawiają o tym, jak w języku angielskim mówi się "odejście na drugi krąg". "Go around" - mówi jeden z nich i tłumaczy, że znaczy to "odejście na drugi krąg". "Na lotnisko zapasowe" - upewnia się rozmówca. O 10.20 dowiadują się, że polski tupolew leci jednak do Smoleńska. "K..., to kurde... rozumiem" - powiedział ppłk Plusnin. Dwie minuty później kontaktuje się z drugim lotniskiem w Smoleńsku i dopytuje "pod czyją kontrolą leci teraz polski samolot?". "Moskwa tam dowodzi" - słyszy w odpowiedzi. "No to trzeba im jakoś przekazać dopóki pracują normalnie, kurde, że u nas jest mgła, widzialność mniej niż 400 metrów, kurde, po co go teraz do nas gnać?" - mówi. Chwilę później zgłasza się do niego po rosyjsku załoga polskiego samolotu "Korsaż start, polski 101, dzień dobry".
Antoni Macierewicz, odnosząc się do konferencji NPW, oświadczył, że to, co opublikowała prokuratura, to tylko spisany zapis magnetofonu z wieży lotniska w Smoleńsku. Na jego wiarygodności ciąży to, że znajdował się w rękach Rosjan. Bardziej wiarygodny jest zapis z rejestratora Jaka-40, który jest w posiadaniu prokuratury, a który nie został przez nią ujawniony.
Macierewicz oddał następnie głos pilotowi Jaka Arturowi Wosztylowi, który podtrzymał swe zeznania nt. polecenia zejścia na 50 m. Dodał, że mowa o 100 metrach była w zupełnie innym miejscu.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.