"Brutalność policji jest nie do zaakceptowania" - mówi szef szef śląsko-dąbrowskiej "S".
Interwencji minister SW Teresy Piotrowskiej ws. działań policji podczas manifestacji górników w Jastrzębiu-Zdroju zażądał szef śląsko-dąbrowskiej "S" Dominik Kolorz. MSW podkreśla, że demonstranci byli agresywni, więc policja musiała podjąć działania adekwatne do sytuacji,
We wtorkowym liście do szefowej MSW Kolorz napisał m.in., że w imieniu wszystkich członków śląsko-dąbrowskiej Solidarności, górników jastrzębskich kopalń domaga się "natychmiastowej interwencji" resortu w związku "z brutalną akcją policji wobec uczestników demonstracji przed siedzibą JSW" oraz "wyciągnięcia konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych".
"Brak reakcji MSW może doprowadzić do tego, że podczas kolejnego +zabezpieczania+ demonstracji w taki sposób, jak w Jastrzębiu-Zdroju, dojdzie do tragedii" - ocenił związkowiec.
Pytana o to rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak powiedziała PAP, że działania podjęte przez policję były spowodowane agresywnym zachowaniem protestujących.
"Grupa agresywnych osób próbowała przedostać się do budynku. Widać było to także na przekazach w mediach. W stronę policjantów poleciały kamienie, śruby i fragmenty płyt chodnikowych. Gdyby nie było takiego ataku na policję, to policja nie użyłaby armatek wodnych, gazu czy broni gładkolufowej. Policja nie jest absolutnie żadną stroną tego konfliktu, natomiast rzucanie w policjantów kamieniami, śrubami, fragmentami płyt chodnikowych, musi spotkać się z odpowiednim działaniem" - zaznaczyła rzeczniczka MSW.
Woźniak podkreśliła, że obowiązkiem policjantów jest zapewnienie bezpieczeństwa. "Policja szanuje prawo do demonstrowania, ale na łamanie prawa jest odpowiednia reakcja; policjanci muszą podejmować działania adekwatne do sytuacji. Pozostaje też pytanie i stawiamy je publicznie: co by się stało, gdyby ta agresywna grupa ludzi wdarła się do środka? Prawdopodobnie ucierpiałyby niewinne osoby, bo doszłoby do eskalacji konfliktu" - powiedziała.
Kolorz w piśmie do szefowej MSW zaznaczył, że "podczas brutalnych działań policji w trakcie demonstracji górników przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej rannych zostało ponad 20 ludzi".
"Próba bagatelizowania tego faktu nowomową oficjalnych komunikatów mówiących, że +nie są to poważne obrażenia+, powoduje, że wśród górników, którzy byli świadkami policyjnych działań, jeszcze bardziej rośnie oburzenie i frustracja. Jak poważne muszą być +obrażenia+ ofiar policyjnej interwencji, żeby MSW zareagowało w odpowiedni sposób? Czy sygnałem do reakcji będzie trwałe kalectwo postrzelonego czy pobitego? A może dopiero, +obrażenia+ śmiertelne?" - pyta w liście Kolorz.
Jego zdaniem "brutalność, z jaką postępowali policjanci" podczas poniedziałkowej demonstracji, "jest nie do zaakceptowania w demokratycznym państwie prawa". "Strzelanie do ludzi z broni gładkolufowej, brutalne pałowanie, używanie wobec demonstrantów gazu pieprzowego, to nie jest metoda na zabezpieczanie demonstracji, lecz prowokowanie do odwetu i do wzajemnej agresji" - uznał szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Postawił przy tym pytanie, czy "brutalne działanie oddziałów prewencji jest tylko efektem incydentalnej, błędnej decyzji dowódców, czy też planowym, celowym działaniem, mającym na celu nakręcanie spirali agresji i wywołanie zamieszek?". Zasugerował, że "są grupy, którym zależy na przedstawianiu górników z Jastrzębia-Zdroju jako agresorów i chuliganów". "Czy podległe Pani Minister oddziały policji służą tym grupom czy społeczeństwu?" - pytał Kolorz.
Związkowiec nawiązał też do żywej w regionie pamięci wydarzeń stanu wojennego. "Ówczesna władza też prowadziła dialog społeczny za pośrednictwem milicyjnych pałek, a następnie padł rozkaz strzelania do strajkujących w kopalniach ludzi. Gdy dziś policja strzela do jastrzębskich górników, to siłą rzeczy wracają wspomnienia o tragedii sprzed 33 lat. Tłumaczenie, że dziś strzelający używają broni gładkolufowej, a nie ostrej, w żaden sposób nie zmienia tego, iż skojarzenia są jak najgorsze" - zaznaczył szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Poniedziałkowa ponadczterogodzinna demonstracja przed budynkiem spółki rozpoczęła się ok. godz. 12. Początkowo przebiegała stosunkowo spokojnie - przed spółką wybuchały petardy, wyły syreny, płonęły opony i race. Górnicy domagali się - głównie niecenzuralnie - odejścia prezesa JSW Jarosława Zagórowskiego.
Z czasem w kierunku budynku spółki rzucano coraz więcej ciężkich przedmiotów, m.in. metalowe kulki z łożysk. Zniszczone zostały drzwi do siedziby JSW i elementy elewacji. Gdy ochraniający budynek policjanci wyszli na zewnątrz, część manifestantów zaczęła ich atakować. Funkcjonariusze zaczęli używać gazu pieprzowego, potem też armatki wodnej.
Manifestujący m.in. wyrywali słupki podtrzymujące okoliczne drzewa i rzucali nimi oraz petardami w policjantów. Skandowali "gestapo, gestapo" i "policja, zostaw górnika". Ok. godz. 15 policjanci oddali salwy z broni gładkolufowej w powietrze, a potem również w kierunku atakujących ich osób. Po pewnym czasie manifestanci zaczęli się rozchodzić.
W poniedziałek po południu policjanci podawali informacje o sześciu poszkodowanych funkcjonariuszach i sześciu manifestujących, którym udzielono pomocy. Jak mówił rzecznik śląskiej policji podinspektor Andrzej Gąska, nie mieli oni "poważnych obrażeń".
We wtorek policja uściśliła w komunikacie, że rannych zostało czterech policjantów (mieli stłuczenia i oparzenia po wybuchach petard), a sześciu protestującym udzielono pomocy na miejscu - przemyto im oczy. Zatrzymano osiem osób (w wieku od 23 do 41 lat) - za atak na policjantów i zniszczenie mienia. Policjanci pracowali nad zatrzymaniem kolejnych "sprawców zajść".
Śląska policja wskazała też, że "policjanci w trakcie manifestacji dbali o bezpieczeństwo osób, które zgromadziły się przed budynkiem spółki i pracowników przedsiębiorstwa". Zaakcentowała, że po godzinie 14 "grupa agresywnych osób próbowała przedostać się do budynku". "Policjanci ciągle apelują o zachowanie zgodne z prawem. Atakowanie mundurowych i niszczenie mienia to przestępstwa i trudno je uznać za formę protestu" - napisało biuro prasowe śląskiej policji.
W odpowiedzi władze w Seulu poderwały myśliwce i złożyły protest dyplomatyczny.
O spowodowanie uszkodzeń podejrzana jest załoga chińskiego statku Yi Peng 3.
Program stoi w sprzeczności z zasadami ochrony małoletnich obowiązującymi w mediach.
Seria takich rakiet ma mieć moc uderzeniow zblliżoną do pocisków jądrowych.
Przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg o dodatkowej handlowej niedzieli w grudniu.
Załoga chińskiego statku Yi Peng 3 podejrzana jest o celowe przecięcie kabli telekomunikacyjnych.