To kpina twierdzić, że nie można zrealizować obietnic PiS wartych 39 mld zł; 200 mld zł miały według ekonomistów kosztować zapowiedzi premier Ewy Kopacz z expose - mówił w poniedziałek rzecznik sztabu wyborczego PiS Marcin Mastalerek.
Wśród przedstawionych w weekend przez kandydatkę PiS na premiera Beatę Szydło zapowiedzi programowych znalazły się m.in.: 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, obniżenie wieku emerytalnego, a także obniżenie VAT do 22 procent i opodatkowanie banków i hipermarketów. Te projekty PiS będą kosztować 39 miliardów zł.
Według polityków PO propozycje Szydło są nierealne. Ich zdaniem koszty obietnic są "dramatycznie niedoszacowane", a szacowane przychody, które mają wpłynąć do budżetu są "pisane palcem na wodzie".
Wiceprezes PiS i kandydatka tej partii na premiera Beata Szydło przedstawiła w sobotę w Katowicach priorytety swego programu. Wymieniła m.in. program rodzinny 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł oraz obniżenie wieku emerytalnego. Priorytetowe projekty PiS mają - jak mówiła - kosztować 39 miliardów zł. Szydło dowodziła, że przy dodatkowych wpływach z VAT, uszczelnieniu systemu podatkowego, opodatkowaniu hipermarketów oraz banków, co także zakłada program PiS, można uzyskać 73 miliardy zł.
Rzeczniczka sztabu wyborczego Platformy Joanna Mucha oceniła, że przedstawione przez Szydło wyliczenia są "nierealne, zarówno po stronie kosztów, propozycji, jak i po stronie przychodów, które chce osiągnąć, aby te koszty zrealizować". "W naszym przekonaniu koszty obietnic są dramatycznie niedoszacowane, natomiast przychody - po prostu pisane palcem na wodzie" - powiedziała.
Do szczegółów propozycji PiS odniósł się poseł Marcin Święcicki. "Pani Beata Szydło założyła, że z PIT zbiera się 35 mld rocznie, tymczasem każdy kto ma rocznik statystyczny może sprawdzić, że zbiera się w roku ubiegłym 78 mld zł. Koszty zwiększenia kwoty wolnej z 3 do 8 tysięcy, czyli o 5 tysięcy złotych, będą więc miały skutki w wysokości ok 22 mld złotych, a nie 7 mld jak założyła pani Szydło" - zauważył polityk PO.
Jak podkreślił, połowa z tego, czyli 11 mld złotych, przypadać będzie na samorządy. "Można więc postawić pytanie jak samorządy mają mieć to zrekompensowane, z czego mają zrezygnować? - pytał poseł Platformy.
Święcicki miał również zastrzeżenia do wyliczeń PiS dotyczących kosztów przywrócenia wieku emerytalnego - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. "Te 10 mld to są koszty w najbliższych latach, natomiast reforma emerytalna, przechodzenie do wieku 67 lat jest rozłożona aż do roku 2040 i w roku 2040 różnica między wiekiem 67 a 60 i 65 lat, to jest 2,5 miliona emerytów i w sumie koszty emerytur dla nich to jest około 40 mld złotych rocznie" - dowodził poseł PO.
Według niego, oznacza to, że wówczas trzeba będzie albo wszystkim emerytom obniżyć świadczenia do jednej trzeciej, albo o 500 złotych podnieść składkę emerytalną. Święcicki zauważył, że PiS przy okazji przywrócenia poprzedniego wieku emerytalnego, zapowiedział zlikwidowanie prawa łączenia emerytury z pracą zarobkową.
Politycy PO policzyli też ile - według nich - może kosztować 500-złotowy, miesięczny dodatek na każde drugie i kolejne dziecko. Według Muchy ze słów Szydło nie wynika, jaki będzie próg zarobków rodzin objętych zasiłkiem, a jedynie, że dodatek ma objąć 5 mln dzieci. "Przedstawiamy bardzo prosty rachunek: 5 mln dzieci (...) razy 500 zł razy 12 miesięcy. To daje kwotę 30 mld" - wyliczała posłanka PO. "Pani Beata Szydło mówiła, że koszt tej konkretnej reformy ocenia na 22 mld zł" - dodała.
"Chciałabym zatem zapytać panią Beatę Szydło, członków PiS i koalicjantów: który z tych czynników jest nieprawdziwy: czy kwota 500 zł, czy 12 miesięcy, czy też 5 mln dzieci? Czy okazuje się w tej chwili, że liczba dzieci objęta tym programem będzie mniejsza? - pytała posłanka.
Mastalerek podkreślił, że już w kampanii samorządowej PiS mówiło konsekwentnie, że będzie to 500 zł na pierwsze dziecko w rodzinach uboższych i na każde drugie dziecko. Według niego PO "została złapana" na tym, że błędnie podała koszty, gdyż nie uwzględniła, że 500 zł na pierwsze dziecko otrzymają tylko w rodziny uboższe.
Zaznaczył, że są to wyliczenia zespołu ekspertów, którzy od lat współpracują z PiS i są one realne. Dodał, że eksperci opierali się o ogólnodostępne dane m.in. GUS-u i rządowych agencji. "To nie jest tak, że usiadł sobie Mastalerek z Łapińskim i policzyli. To nie jest tak, jak w PO - tam siada sobie taki polityk Święcicki z Kierwińskim i sobie liczą. U nas policzyli to eksperci" - podkreślił Mastalerek.
Jak zapowiedział, PiS będzie w kolejnych dniach przedstawiał szczegóły poszczególnych propozycji, a parlamentarzyści rozdają ulotki z wyliczeniami kosztów. "Bardzo się cieszę, że PO po tym, kiedy przedstawiliśmy wyliczenia, zaczęła w końcu dyskutować. Szkoda, ze są to tylko takie krytykanckie argumenty, ale w końcu ich zmusiliśmy do tego, by coś zaczęli robić" - dodał rzecznik sztabu PiS.
Politycy PO podkreślili, że koszt obietnic PiS to 62 mld złotych już w 2015 roku, a nie jak mówiła w sobotę Szydło - 39 mld. Jak dodali, wyliczenia PiS obejmują tylko kilka propozycji, a nie uwzględniają zapowiadanych przez PiS i prezydenta elekta Andrzeja Dudę m.in. zwiększenia nakładów na służbę zdrowia, na obronność, naukę, realizacji programu mieszkań na wynajem, programu darmowych przedszkoli, repolonizacji banków, przewalutowania kredytów frankowych, czy obniżki VAT do 22 proc.
"Rz" po wygłoszonym jesienią ub. roku expose przez Ewę Kopacz wyliczyła, że jej obietnice do 2020 r. będą kosztowały minimum 200 mld zł; chodziło m.in. o kontynuację i zakończenie prac infrastrukturalnych.
Mastalerek tłumaczył, że PiS nie przedstawił kosztów rozwiązania dla frankowiczów, gdyż "to nie budżet państwa ma ponieść koszty, tylko mają mniej zarobić banki. Trudno, żebyśmy przedstawiali wyliczenia, ile państwo za to zapłaci, skoro państwo wg naszych wyliczeń, nic za to nie zapłaci" - powiedział.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.