Szybkie wybory na szefa PO byłyby dla premier Ewy Kopacz niekorzystne; wybory przewodniczącego partii w krótkim czasie zwiększają szanse Grzegorza Schetyny - uważają politolodzy. Według nich Kopacz wie, że nastroje powyborcze w partii nie dają jej szansy na utrzymanie przywództwa.
Kopacz zapowiedziała we wtorek, że dniu pierwszego posiedzenia nowego Sejmu zbierze się Rada Krajowa PO, która ustali kalendarz wyboru nowych władz Platformy wszystkich szczebli, w tym przewodniczącego. Zapowiedziała też, że będzie ubiegać się funkcję szefa PO. W czwartek gotowość kandydowania na szefa PO zadeklarował minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna.
Zdaniem politologa z Uniwersytetu Warszawskiego dr. hab. Rafała Chwedoruka wybory na szefa partii w okresie powyborczym byłyby dla Ewy Kopacz "podwójnie niekorzystne".
Z jednej strony, jak mówi ekspert, na emocje działaczy wpływać będzie wyborcza porażka PO, z drugiej, pierwsze tygodnie bycia w opozycji uświadamiać im będą konsekwencje utraty władzy. "Wybory na szefa partii w tym okresie łatwiej byłoby wygrać komuś, kto powie, że gwarantuje zmiany, które spowodują, że Platforma wróci do władzy" - ocenił Chwedoruk.
Według niego, opóźnienie wyborów na przewodniczącego PO umożliwiłoby Kopacz "oddziaływanie na struktury, przeprowadzenie pełnowymiarowej kampanii wyborczej i tym samym obniżenie szans kontrkandydatów". Ponadto - jak dodał - Kopacz liczy, że "im później takie wybory się odbędą, tym większa będzie temperatura sporu politycznego w kraju i tym niezręczniej będzie działaczom PO zmienić lidera".
Podobnego zdania jest dr hab. Wojciech Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, który tłumaczy koncepcję weryfikacji partyjnych struktur od dołu nadzieją Ewy Kopacz na to, że "do wiosny emocje w partii opadną" i uniknie ona tym samym losu "kozła ofiarnego wyborczej klęski".
Jak wskazał Alberski, proponowana przez Kopacz procedura ponownego wyboru władz partyjnych poczynając od kół "potrwa lekko licząc pół roku i będzie stanowiła rozłożoną w czasie bitwę pomiędzy różnymi frakcjami". "Ta frakcja, która będzie górą w wewnętrznych wyborach, przesądzi o tym, kto będzie szefem partii" - ocenił ekspert.
Jego zdaniem proponowany przez Ewę Kopacz scenariusz "odnowy struktur" może jednak zaszkodzić PO. "Przez pół roku będziemy zajmować się konfliktami wewnątrz Platformy. Z punktu widzenia partii opozycyjnej to nienajlepszy wariant" - uważa Alberski.
Zdaniem Chwedoruka, przywództwo Kopacz w partii na dłuższą metę i tak jest "nie do utrzymania". Jak dodał, celem jej obecnych propozycji jest przygotowanie "kontrolowanej sukcesji władzy w partii". "To może się nie udać bez bezpośredniej interwencji Donalda Tuska" - zaznaczył politolog.
Szans Kopacz na utrzymanie pozycji lidera nie przekreśla Alberski, który zwraca uwagę na to, że premier - oprócz poparcia Tuska - może również liczyć na ludzi, którym przez ostatni rok zapewniła polityczny awans. Po raz kolejny może się też - jego zdaniem - okazać, że w starciu pomiędzy partyjną "spółdzielnią" a zwolennikami Grzegorza Schetyny żadna z sił nie jest w stanie samodzielnie zdominować drugiej i poparcie Kopacz stanowi "języczek u wagi".
Eksperci zgodzili się, że szybkie wybory na szefa partii zwiększają szanse na zwycięstwo Grzegorza Schetyny. "Zadziała efekt polaryzacji - w decydującym głosowaniu wielu zwykłych działaczy zagłosuje kierując się emocjami związanymi z wynikiem wyborczym i utratą władzy" - przekonywał Chwedoruk.
Przejęcie władzy w partii przez Schetynę oznaczałoby - jego zdaniem - spore zmiany. "Schetyna postawiłby na kartę odmłodzenia partii i zmiany twarzy. Postawiłby też na bardziej konstruktywną opozycyjność. Zdałby sobie sprawę, że aby wygrać kolejne wybory, to tym razem nie PiS, a Platforma musiałaby przesunąć się do centrum. A centrum polskiej polityki jest ulokowane pomiędzy PiS a PO. Platforma Schetyny przyjęłaby więc na polskiej scenie politycznej pozycję pomiędzy PiS-em a stanowczo opozycyjną Nowoczesną Ryszarda Petru" - podkreślił ekspert.
Jak dodał, wybory w Platformie mogą więc okazać się walką o to, "czy Platforma będzie wobec PiS odgrywała rolę opozycji totalnej, czy przyjmie bardziej umiarkowane stanowisko i postawi raczej na punktowanie niezrealizowanych obietnic wyborczych niż na ostre konflikty symboliczne".
"Być może wręcz należałoby się spodziewać, że Platforma Schetyny będzie ostentacyjnie demonstrowała od czasu do czasu, że nie jest przeciwko wszystkiemu, co robi rząd (PiS)" - podkreślił Chwedoruk.
Z kolei zdaniem Alberskiego, ewentualne objęcie przez Schetynę funkcji przewodniczącego PO nie wpłynie na złagodzenie relacji z rządem.
"PO przesunęłaby się do centrum, ale nie po to, żeby być konstruktywną opozycją. Platforma nie ma żadnego interesu w byciu konstruktywną opozycją. Jeśli chce wrócić do gry, PO musi budować twardą alternatywę wobec rządów PiS-u, tak jak robił to Leszek Miller w odniesieniu do AWS-u" - zauważył ekspert.
"Jeżeli Platforma nie weźmie na siebie roli głównej siły opozycyjnej, straci wyborców na rzecz Ryszarda Petru" - dodał.
W ocenie Alberskiego zwycięstwo Schetyny w wyborach na szefa PO oznaczałoby przede wszystkim poprawę organizacji i konsolidację struktur partyjnych. "Myślę, że Schetyna potrząsnąłby aparatem, zarządzałby twardą ręką i chyba dlatego - przynajmniej część działaczy PO - boi się go jako lidera" - zaznaczył.
Politolodzy przewidują, że obok Schetyny i Kopacz do walki o przywództwo mogą stanąć inni politycy Platformy.
Chwedoruk wymienił w tym kontekście obecnego szefa MON Tomasza Siemoniaka, który - jego zdaniem - pozycjonuje się na kandydata partyjnego centrum, zdolnego do osiągnięcia kompromisu ze wszystkimi głównymi stronnictwami w PO.
"Jego słabą stroną jest partyjne zaplecze" - dodał Chwedoruk. W razie, gdyby Kopacz "okazała się nie do uratowania" i zrezygnowała z udziału w wyścigu, poparcie szefowej rządu i Donalda Tuska może - jego zdaniem - uzyskać np. Rafał Trzaskowski.
Według Alberskiego prawdopodobnymi kandydatami na szefa partii są także Radosław Sikorski, choć - jak zaznaczył - ciąży na nim "kwestia ośmiorniczek" oraz Rafał Grupiński i Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.