zy nie taką przyszłość prorokuje ludzkości pewien modny ateistyczny filozof?
Kończy się okres Bożego Narodzenia, ale chyba jeszcze nie za późno, żeby wrócić na chwilę do czasu okołoświątecznego. Wiele było w nim różnych wigilii i wigilijek – w grupach, przedszkolach, szkołach. Od dobrych paru lat jestem jako przyszywana babcia zapraszana – najpierw przez Łukasza, a teraz także Michała - na wigilię w szkole specjalnej przysposabiającej do pracy.
W piątkowy poranek siadamy za stołem wśród świątecznych dekoracji. Najpierw połamanie się opłatkiem z serdecznymi życzeniami. Potem na stół wjeżdżają wigilijne i niewigilijne specjały. Część uczniów siedzi, część z paniami krząta się przy obsłudze. Uszka w barszczu pyszne, ciasto cieniutkie. Mnie nigdy nie udaje się tak wywałkować. „To Łukasz wałkował”- wyjaśnia pani Iza. Potem krokiety z grzybami i kapustą, słodkie makówki, mnóstwo ciast, większość upieczonych przez dzieci tu, w szkole. No, nie dzieci, co ja gadam, młodzież przecież. Michał mnie martwi. Tyle tu smakołyków, a on upiera się przy chipsach…
Później czas na prezenty. Uczniowie rozpakowują. Jest radość. Kosmetyki, zestawy lego, słuchawki. Szymon cieszy się z dwóch talii kart i po chwili demonstruje, co można z nimi zrobić. No nie, założyłabym się, że rządkiem wyciąga karty z ust. Prawdziwy magik.
I wreszcie kolędy. Dorośli woleliby tradycyjne, młodzi zdecydowanie te nowsze. „Leć gwiazdeczko mała leć.” Siedząca naprzeciw mnie dziewczyna śpiewa niczym piosenkarka, a mnie… Im wyżej, tym bardziej głos się łamie. „Starość nie radość” – któryś z chłopaków rzuca w moją stronę ludową mądrością. Czy muszę dodawać, że uwielbiam tę szczerość?
Wracam ze szkoły przez park w dół, ku dolince i rozmyślam. Dawno temu… Uczeni dzielili niepełnosprawnych intelektualnie na kategorie dziś funkcjonujące jako wyzwiska. W lokalnych społecznościach niepełnosprawny miał jednak swoje miejsce – i w kościelnej ławce, i w pracy, najczęściej w roli pomocniczej. W czasach niedawnych, uznanych za słusznie minione, bywał nazywany upośledzonym. Przy czym na ogół mógł liczyć na zatrudnienie w którymś z licznych zakładów tzw. spółdzielczości inwalidzkiej.
Dziś jesteśmy wrażliwi i empatyczni. Unikamy słów, które mogłyby ranić. Dopingujemy paralimpijczykom. Chętnie sięgamy do portmonetki, by wspomóc dzieła pomocy niepełnosprawnym. Jednak spośród uczniów szkoły przysposabiającej do pracy tylko nieliczni jakąś pracę znajdą. Prawda, umiejętności, które tu zdobyli, przydają się im w codziennym życiu. Ugotować, upiec, pomalować, meble złożyć. Niektórzy załapią się na warsztaty, gdzie będą realizować swoje pasje. O ile to, co oferują warsztaty jest lub może się stać ich pasją. Pozostali… Cóż, ugrzęzną na rencie socjalnej i w tik-toku.
Zaraz, zaraz… Wygląda na to, że młodzi ludzie ze starej szkoły na wzgórzu to forpoczta. Czy nie taką przyszłość prorokuje ludzkości pewien modny ateistyczny filozof? Kasta wybranych, pewna część pracujących i ogromna rzesza niepotrzebnych, dla których pozostaje stałe świadczenie pieniężne i wirtualny świat. Zdaje się, że pan filozof - sam oczywiście widzący siebie w kaście wybranych - dorzuca jeszcze do tego pakietu narkotyki.
Serio, takiego chcemy świata? Dla siebie? Dla kogokolwiek?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.
W stolicy władze miasta nie wystawią przeznaczonych do zbierania tekstyliów kontenerów.