Mówi się, ze kościelne młyny mielą powoli, ale skutecznie. Obawiam się jednak, że w tym wypadku zwyczajnie się zatkały.
Dziś mija 50 lat od zdjęcia przez Rzym i Konstantynopol nałożonych na siebie w 1054 roku ekskomunik. Uproszczenie? Oczywiście. Historycy zwracają przede wszystkim uwagę, że wydarzenia sprzed 961 lat, choć nazywa się je schizmą, były jedynie sporem między hierarchami i nikt nie miał wtedy intencji rozbijania jedności Kościoła. Do tego bardziej przyczyniła się IV krucjata, a brak jedności przez wieki podsycały różne inne nieprzyjazne gesty jednej czy drugiej strony.
Anatem już jednak nie ma. Od pięćdziesięciu lat. Wzajemne krzywdy, jeśli nie liczyć pretensji Moskwy o grekokatolików, to dziś głownie spory dotyczące użytkowania bazylik w Ziemi Świętej. Tak, pozostaje jeszcze teologia. Gdy w 2007 roku w Rawennie próbowano zmierzyć się z najtrudniejszym i właściwie jedynym dzielącym nas na tym polu problemem – rozumieniem władzy w Kościele, a zwłaszcza roli biskupa Rzymu – doszło do sporu między samymi prawosławnymi. Nie o papieski prymat, choć potem Moskwa odrzuciła przyjęte ustalenia, ale o jeden z Kościołów prawosławnych, na którego autokefalię (samodzielność) Cerkiew Rosyjska nie chce się zgodzić. Od ośmiu lat czekamy więc na wszechprawosławny sobór, który ma pomóc ten spór wyjaśnić. Bo trudno rozmawiać, gdy partnerzy dialogu nie mają jednolitego stanowiska. Wedle zapowiedzi ma odbyć się już wiosną przyszłego roku. Istnieje szansa, że po nim teologowie prawosławni i katoliccy wrócą do rozmów. Ale...
Szansa to ciągle tylko szansa. Tymczasem historia uczy, że sobory rozwiązując jedne, generują nowe problemy. Dokładniej: generują je ci, którzy kwestionują soborowe uchwały. Czy tym razem będzie inaczej? Patrząc po ludzku trudno mieć nadzieję. Sposób procedowania na zapowiadanym soborze pokazuje, że albo najważniejsze kwestie nie zostaną rozwiązane albo dojdzie do zaognienia sporów. I jak zwykle pozostaje obawa, że znajdzie się grupa, która przyjętych ustaleń nie zaakceptuje....
Uważa się zazwyczaj, że młyny kościelne mielą powoli, ale skutecznie. Byłby jednak ostrożny. Historia uczy, że czasem zwyczajnie się zatykają. I będą stały, dopóki nie zdecydujemy się na ich remont. Wydarzenie sprzed pięćdziesięciu lat było niezwykle śmiałym posunięciem. Myślę, że dziś, dla odetkania kościelnych młynów, trzeba nam podobnych. Przynajmniej w kwestii odbudowania jedności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.