Skazany niegdyś na karę śmierci, a obecnie na dożywocie za zabójstwo policjanta. Dzisiaj mówi bez ogródek: Boże Narodzenie to czas intensywnej pracy ewangelizacyjnej w więzieniu.
Świąteczny czas przyjścia Zbawiciela kojarzy nam się z rodzinnym domem, ciepłą atmosferą, suto zastawionym stołem i obecnością najbliższych nam osób. Ale Jezus Chrystus rodzi się nie tylko w tych idealnych, książkowych wręcz okolicznościach. Z wielką mocą przychodzi do ludzi, których życie wygląda kompletnie odwrotnie niż może powinno.
Dlatego Chrystus przyszedł na świat także w Zakładzie Karnym w Wołowie, w sercach umieszczonych tam więźniów. Jednym z nich jest Janusz Kulmatycki. Skazany niegdyś na karę śmierci, a obecnie na dożywocie za zabójstwo policjanta.
To już 23. rok w więzieniu i kolejne święta za kratami. Każde kolejne coraz bardziej niezwykłe. Czy uwierzycie, że człowiek w takiej sytuacji, z takim życiorysem może być szczęśliwy?
- W tym czasie każdy tęskni za domem, za rodziną. Jestem tutaj 23 lata i wiele rzeczy się zmieniało: okoliczności, władze. Dzięki dyrekcji zakładu możemy spotykać się w kaplicy nie tylko w okresie świątecznym, ale i podczas cotygodniowych spotkań, na Mszy św. - podkreśla Janusz Kulmatycki.
W więzieniu funkcjonuje koinonia Jan Chrzciciel z Wrocławia, której Janusz jest przedstawicielem. Prowadzą spotkania domu modlitwy, na które przychodzi od kilkunastu do 30 osób, ewangelizują wśród więźniów. Przygotowują ich do sakramentu bierzmowania.
- To wyjście naprzeciw oczekiwaniom, które niesie sporo radości. Szczególnie, kiedy widzi się ludzi bardzo zamkniętych, najeżonych, z postawą obronną, a nagle widać, jak się otwierają. Ich postawa się zmienia, są bardziej otwarci, wylewni, mówią o swoich problemach, opowiadają o swoich rodzinach - mówi Janusz.
W jednym miejscu zakładu 54-latek nie czuje się więźniem. W kaplicy. Nazywa ją azylem, miejscem całkowitej wolności.
- To zasługa głównie naszego kapelana i jego pracy. Czujemy się wolni przy Panu Jezusie. Msze św. w 100 osób odprawiane są bez nadzoru funkcjonariuszy! Władze więzienia obdarzają księdza i nas ogromnym kredytem zaufania. Przez kilkanaście lat, od kiedy przychodzę do kaplicy, nie miał miejsca żaden przykry incydent -przyznaje więzień.
Po kilku chwilach nawiązuje do swojego życia. Zaczyna ze skruchą.
- Przegrałem swoją pychą w życiu wszystko, ale to jest temat na inną dyskusję. Dzięki Panu Bogu wróciłem na dobre tory. Poczułem się dzieckiem Bożym i zostałem przyjęty bez żadnych warunków, z czystej miłości. Boga szukałem zawsze, ale po swojemu. Nie chciałem Go słuchać, tylko chciałem mu narzucić, jaki on ma być - opowiada Janusz.
Nie żałuje, że skończył z wyrokiem dożywocia. Żałuje, że zabił człowieka. Jak stwierdza, skoro trafił do więzienia, to taki był widocznie Boży plan.
- Ja Mu za te kraty dziękuję - uśmiecha się przyjaźnie.
Czy da się owocnie przeżyć Boże Narodzenie w więzieniu? Miejscu, które, wydawać by się mogło, zupełnie do atmosfery świąt nie pasuje?
- Da się. Jest dużo zadań przed nami. Tutaj przebywa wiele poranionych i zagubionych osób. Trzeba do nich wyjść, bo cierpią. Święta są szczególnym czasem, po którym czuję się troszkę zmęczony, ale radosny. Widzę, jak przemieniają się ludzkie serca - tłumaczy Janusz.
Okres ten nazywa czasem ważnej misji, ale i czerpania z niej ogromnej radości.
- Nikt mnie za to nie wynagradza i nie płaci. To coś, co mogę zrobić dla drugiego człowieka. Czyli odwrotność tego, co zrobiłem kiedyś. Wówczas zabrałem życie, ale teraz daję nadzieję - puentuje.
Maciej Rajfur /Foto Gość Janusz z kapelanem więzienia w Wołowie ks. Stanisławem Małysą w kaplicy zakładu karnego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.