Przed prześladowaniami katolicy uciekają z miasta Dong Hoi w Wietnamie. Policja i prorządowe bojówki biją tam i grożą śmiercią każdej osobie noszącej chrześcijańskie symbole religijne. 28 lipca aresztowano kolejnych członków parafii Tam Toa.
Tam Toa jest jedynym kościołem w liczącym ok. 103 tys. mieszkańców i położonym nad Morzem Południowochińskim Dong Hoi. Świątynię zbombardowali w 1968 r. Amerykanie. Mimo starań Kościoła na początku br. wietnamskie władze wydały zakaz jej odbudowy i zabroniły sprawowania Mszy św. w pobliżu ruin. Podjęły również usiłowania, by zagarnąć należący do parafii teren. Według niektórych doniesień, zniszczony kościół miałby stać się „pomnikiem wojennym”, według innych, na jego miejscu powstałaby baza turystyczna.
Przeciwko postępowaniu władz miasta katolicy w Dong Hoi protestowali 20 lipca. Demonstrantów brutalnie rozpędziła policja, co najmniej 20 osób zostało poturbowanych i uwięzionych. W geście sprzeciwu w 19 miastach diecezji Vinh przeszły 26 lipca marsze protestacyjne, wzięło w nich ogółem udział pół miliona wiernych. Mimo pokojowego charakteru tych demonstracji, w Dong Hoi nie ustały jednak prześladowania. Ofiarą brutalności policji padli m.in. dwaj kapłani, z których jeden jest w stanie krytycznym. Wczoraj, pośród kilku innych osób aresztowano również katolika, w którego domu często odprawiano nabożeństwa.
Tymczasem wietnamski rząd nie robi nic, by powstrzymać akty przemocy. Państwowe media zniekształcają dodatkowo informacje o zajściach i podsycają nienawiść do chrześcijan. Wzorując się na innych miejscowościach w regionie przedstawiciele władz Dong Hoi oznajmili, że chcą by miasto stało się strefą „bez katolików”. Z miasta uciekło już kilkaset katolickich rodzin.
W wyrazie solidarności z katolikami z Dong Hoi w diecezji Vinh, Hanoi i Mieście Ho Chi Minha (dawnym Sajgonie) zgromadziły się na marszach i czuwaniach modlitewnych dziesiątki tysięcy ludzi.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.