70. rocznica rozpoczęcia II wojny światowej w Europie ma różne znaczenia dla krajów zaangażowanych wtedy w ten konflikt, w zależności od ich polityki historycznej - zauważa w "Washington Post" Anne Applebaum.
Komentując przygotowania do tegorocznych obchodów rocznicy w Gdańsku publicystka zwraca uwagę, że Niemcy - w przeciwieństwie do Rosji - traktują rocznicę jako kolejne potwierdzenie swej polityki pojednania z Polską i zapewniania całej Europy Środkowej o poczuciu winy za inwazję z września 1939 roku.
"Stąd obecność Angeli Merkel w Gdańsku. Żaden niemiecki kanclerz nie chce, by ktokolwiek z sąsiadów Niemiec wątpił, że Niemcom jest wciąż bardzo przykro za rok 1939 i nie chce, by obawiali się dziś agresji Niemiec" - pisze Applebaum.
Rosyjski premier Władimir Putin - zdaniem publicystki - "wydaje się mieć całkiem inne powody do udziału w obchodach". Autorka przypomina serię rewizjonistycznych tekstów w kontrolowanych przez Kreml mediach rosyjskich, w których dowodzi się, że pakt Ribbentrop-Mołotow z jego tajnym układem o czwartym rozbiorze Polski, był uzasadniony, ponieważ Polska sama pozostawała w "tajnym sojuszu" z Hitlerem.
"Putin prawdopodobnie nie będzie sam bronił tej zdumiewającej i ahistorycznej tezy, chociaż może próbować +umieścić w kontekście+ pakt Hitlera ze Stalinem przez jego porównanie do innych dyplomatycznych decyzji. Ostatnio inni Rosjanie wyrażali podobnie pozytywną ocenę wydarzeń z 1939 roku w dobrze skoordynowanych staraniach na rzecz usprawiedliwienia tego paktu" - pisze komentatorka "Washington Post".
"Z punktu widzenia rosyjskiej elity rządzącej ma to sens: chwaląc stalinowską agresję przeciw sąsiadom ZSRR 70 lat temu, pomagają usprawiedliwić agresję Rosji przeciw jej sąsiadom dzisiaj, przynajmniej w oczach rosyjskiego społeczeństwa. Z pewnością służy to temu, by środkowoeuropejscy sąsiedzi Rosji byli zaniepokojeni - dokładnie przeciwny cel do tego, jaki chce osiągnąć Merkel" - kontynuuje Applebaum.
"A zatem te same wydarzenia mają rozmaite znaczenia. Rosja i Niemcy wyrażają radykalnie odmienne postawy odnośnie swego miejsca w Europie" - pisze autorka.
Przypisuje ona także czysto polityczne motywacje najwyższym przedstawicielom rządów Francji i Wielkiej Brytanii, którzy przybędą na uroczystości rocznicowe.
Przypominając, że 70. rocznica będzie pierwszą, którą Polska obchodzi jako członek nie tylko NATO, ale i Unii Europejskiej, Applebaum pisze: "Brytyjczycy i Francuzi będą tam (na uroczystościach - PAP) z tego samego powodu - Europa Środkowa w ogóle a Polska w szczególności mają teraz znaczną liczbę głosów w europejskich instytucjach. Ogólnie mówiąc, muszą być zatem brane poważniej niż w przeszłości".
Nawiązuje też do kontrowersji z reprezentacją USA na obchody w Gdańsku. "Wyżsi politycy amerykańscy nie będą prawdopodobnie obecni, ponieważ oni - w przeciwieństwie do Anglii i Francji - nie mają specjalnego powodu, by brać Europę Środkową poważnie i coraz bardziej demonstrują ten fakt" - czytamy w artykule.
Według początkowych doniesień, do Gdańska miał przyjechać tylko były minister obrony USA, William Perry, ale w sobotę polskie MSZ podało, że współprzewodniczącym delegacji będzie aktualny szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego, James Jones.
Jones należy do ścisłego kierownictwa administracji prezydenta Baracka Obamy.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.