Koszt leczenia poparzonego - nawet 400 tys. zł

Nawet 400 tys. zł może kosztować leczenie jednego poparzonego górnika nowatorską metodą przeszczepu tkanek pobranych od pacjenta i namnożonych w pracowni siemianowickiego Centrum Leczenia Oparzeń (CLO). Specjaliści z CLO wskazują jednak na problemy z refundacją tej metody.

Rzecznik ministerstwa zdrowia Piotr Olechno powiedział PAP w sobotę, że decyzja dotycząca sfinansowania leczenia poparzonych górników wymaga opinii wojewódzkiego konsultanta, gdyż są to procedury ponadstandardowe. Dodał, że jeżeli będą to zabiegi ratujące życie, to Narodowy Fundusz Zdrowia musi zgodzić się na opłacenie takiego leczenia.

W wyniku katastrofy w rudzkiej części kopalni "Wujek" w piątek zginęło 12 górników, w sobotę w szpitalu zmarła 13 ofiara wypadku. 41 osób odniosło obrażenia. W siemianowickiej "oparzeniówce" jest obecnie 18 rannych górników. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu.

"Przy takich obszarach, które są zajęte, wszyscy górnicy u nas kwalifikują się do tej metody. Będziemy musieli rozpocząć hodowlę u wszystkich pacjentów i przygotować ich do tego typu leczenia. To metoda o wiele lepsza niż tradycyjne przeszczepy jeśli chodzi o odległe skutki" - powiedział PAP w sobotę dyrektor CLO dr Mariusz Nowak.

Zaznaczył jednak, że procedura ta jest finansowana na podstawie indywidualnej zgody. "Mamy duże kłopoty, NFZ - choć trwają rozmowy na ten temat - nie ma tej procedury ujętej. Podobnie ministerstwo, gdzie są to procedury wysokospecjalistyczne. (...) To nowa metoda leczenia, trzeba ją jakoś sfinansować" - mówił dyrektor CLO.

Nowak wyjaśnił, że nie sposób określić jednostkowego kosztu takiego leczenia, ponieważ jego specyfika wobec każdego pacjenta jest inna. Sama hodowla i dokonanie przeszczepu to rząd 50-250 tys. zł. Koszty leczenia ciężko poparzonego pacjenta dochodzą czasem do 300-400 tys. zł. Wdrażając takie leczenie wobec ofiar piątkowej katastrofy, siemianowicka placówka zadłuża się.

W leczeniu lżejszych oparzeń najczęściej stosuje się tzw. autologiczne przeszczepy naskórka (pobiera się go z innej części ciała pacjenta, bo minimalizuje to prawdopodobieństwo odrzucenia go przez organizm). Metoda ta jednak nie może być stosowana w przypadku osób w ciężkim stanie, którzy mają oparzone znaczne powierzchnie ciała.

Takie obrażenia ma większość górników leżących w Siemianowicach. Dzięki działającej tam pracowni hodowli tkanek, lekarze mogą próbować pomóc poszkodowanym, pobierając od nich niewielki, parocentymetrowy fragment skóry. Hodowla pobranych z niego komórek trwa trzy, cztery tygodnie, w tym czasie pacjenci otrzymują opatrunki biologiczne - z banku tkanek.

Z 4 cm kw. naskórka można wyhodować wystarczającą ilość komórek, by pokryć nawet 60 proc. ciała. Pobrana tkanka jest "roztrawiana", dzielona na komórki i namnażana z użyciem specjalnego preparatu. Potem komórki nakładane są na ciało pacjenta za pomocą kleju fibrynowego, po czym już w organizmie namnażają się komórki skóry właściwej i naskórka.

W banku tkanek przechowywana jest tzw. skóra allogeniczna. Pobierana jest ona od zmarłych i odpowiednio preparowana; m.in. sterylizowana radiacyjnie, służy następnie jako opatrunek biologiczny, o wiele lepiej spełniający swoją funkcję niż tradycyjne opatrunki. Są one przechowywane w stanie głębokiego zamrożenia, w temperaturze minus 196 stopni, zapewnianej dzięki użyciu ciekłego azotu. To zapewnia trwałość opatrunku nawet na kilka lat.

Pracownia hodowli komórek i tkanek in vitro oraz bank tkanek działają w siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń od marca ub. roku. To jedyny taki ośrodek w kraju, a także jeden z trzech - obok Warszawy i Bydgoszczy - banków skóry. Dotąd dokonano w Siemianowicach 10 takich przeszczepów.

Dyrektor Nowak wskazywał w rozmowie z dziennikarzami konieczność systemowych rozwiązań w leczeniu oparzeń. Podkreślił, że trzeba kształcić lekarzy specjalistów w tej dziedzinie. "Żebyśmy za pięć-sześć lat nie mieli kłopotów, że nie będzie miał kto leczyć oparzeń i ran przewlekłych. Jest niezbędna kombustiologia (dziedzina medycyny dotycząca leczenia oparzeń - PAP) jako podstawowa specjalizacja. Może to być nawet 50 lekarzy w kraju, ale żeby oni byli" - podkreślił dyrektor CLO.

"Problemem jest też prawidłowe rozliczanie OIOM-u oparzeniowego. Trzeci duży problem - trzeba się ukłonić w kierunku nowych metod leczenia, czyli hodowli tkanek" - powiedział Nowak.

Olbrzymim problemem - kontynuował dyrektor - jest to, że NFZ nie rozlicza oparzeń dróg oddechowych, bo po prostu nie ma takiej procedury. "Wszyscy przyjęli, że oparzyć można skórę, a nie drogi oddechowe. O tym trzeba mówić, to są problemy, których urzędnicy powinni słuchać" - podkreślił.

Zaznaczył, że jego szpital obecnie nie ma doraźnych potrzeb związanych z leczeniem poszkodowanych w ostatnim wypadku, placówkę wspiera też Katowicki Holding Węglowy, do którego należy kopalnia.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
8°C Sobota
noc
5°C Sobota
rano
6°C Sobota
dzień
8°C Sobota
wieczór
wiecej »