Przez noc pogorszył się stan trzech z pięciu górników leczonych po piątkowej katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" na oddziale intensywnej terapii Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (CLO) - poinformował podczas wtorkowego briefingu dyrektor placówki dr Mariusz Nowak. Stan pozostałych przebywających tam rannych jest stabilny.
W "oparzeniówce" od poniedziałku przebywa 23 górników - w tym pięciu na oddziale intensywnej terapii. Tego dnia po południu przewieziono tam dwóch z poparzonych Wojewódzkiego Szpitala Wojewódzkiego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu i trzech w cięższym stanie - z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu.
"Stan jednego górnika z Ochojca przez noc uległ trochę pogorszeniu. (...) Generalnie stan wszystkich górników jest stabilny, niemniej też stan dwóch górników, którzy byli od początku u nas na OIOM-ie pogorszył się" - mówił we wtorek dziennikarzom Nowak.
"Oni byli cały czas nieprzytomni, w sedacji (stanie utrzymywania snu - PAP), tak, że nie można mówić czy są przytomni czy nie, natomiast parametry trochę wskazują, że nie jest to fizjologia" - wskazał Nowak. "W stanie zagrożenia życia są wszyscy. Rzutują na to rozległe urazy. (...) Cały czas to monitorujemy, każdy z nich jest zagrożony. To, że jest jeden cięższy (stan - PAP), znaczy że organizm inaczej ten ciężki uraz znosi" - dodał.
Dyrektor CLO po raz kolejny podkreślił, że na razie nie można mówić o rokowaniach, które w takich sytuacjach "zawsze są poważne". O wszelkich zmianach stanu zdrowia na bieżąco informowane są rodziny. "Dzwonimy do nich bezpośrednio i w pierwszej kolejności informujemy wszystkich bliskich o tym bezpośrednim stanie zagrożenia życia" - wyjaśnił.
Mówiąc o górnikach w nieco lepszej kondycji, dyrektor "oparzeniówki" wskazał, że każdy z nich "indywidualnie znosi" doznane obrażenia. "Duża liczba górników już gorączkuje - to może być reakcja organizmu na duży stres, na infekcję. Robimy wszystkie niezbędne badania" - wskazał specjalista.
Nowak przypomniał, że siemianowiccy lekarze - w miarę stanu zdrowia górników - pobierają wycinki tkanek i zakładają na nich hodowle tkankowe. Rozmnożone w ten sposób komórki za kilka tygodni będą mogły być przeszczepiane na ciała pacjentów - w miejsca najpoważniejszych obrażeń. Zaapelował przy tym o oddawanie krwi, wskazując że jedną z metod leczenia górników jest podawanie im środków krwiozastępczych.
Prócz tego specjaliści monitorują przebieg choroby oparzeniowej, w miarę potrzeb wykonując nacięcia odbarczające i wycinają duże obszary martwicze. "Tam gdzie jest martwica, może być infekcja" - zaznaczył Nowak dodając, że praktycznie każdy z górników przeszedł już jeden czy dwa takie zabiegi. Niektórzy z nich poddawani są także zabiegom w komorze hiperbarycznej.
Pytany przez dziennikarzy o ocenę piątkowej decyzji o transporcie jednego z rannych poza region (śmigłowcem LPR do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej; górnik ten w poniedziałek zmarł), dyr. Nowak wskazał m.in., że "w danym momencie ktoś podjął decyzję i widocznie w tamtej chwili było to słuszne i potrzebne".
Przypomniał, że po piątkowej katastrofie pacjenci byli rozwożeni po innych szpitalach m.in. ponieważ w Siemianowicach nie było wystarczającej liczby miejsc. "Myślę, że lekarz, który decydował, na pewno nie naraziłby pacjenta na transport" - ocenił.
Zaznaczył także, że "jeżeli się tworzy pewne centra, a nie tworzy się za tym odpowiedniej organizacji i odpowiednich środków, zawsze mogą być jakieś nietrafione decyzje".
Dyrektor Nowak odniósł się również do medialnych informacji o czasie dotarcia karetek do kopalni po katastrofie. "Przy takim urazie, przy takiej akcji, też trzeba wyobrazić sobie sytuację. Z tego co mi wiadomo - również po rozmowach z górnikami - ta kryzysowa sytuacja była bardzo dobrze rozwiązana" - podkreślił Nowak.
Dodał, że siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń wiedziało o katastrofie wystarczająco wcześnie, by w miarę bieżących możliwości przygotować się na przyjęcie rannych górników.
W wyniku katastrofy w rudzkiej części kopalni "Wujek" w piątek zginęło 12 górników, dwie kolejne ofiary zmarły w szpitalach - w sobotę i poniedziałek. 40 osób odniosło obrażenia. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, eksperci wskazują też na możliwość wybuchu tego gazu.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.