Postać św. Anzelma – wielkiego zakonnika i teologa z XI wieku – przypomniał Benedykt XVI w katechezie podczas audiencji ogólnej 23 września w watykańskiej Auli Pawła VI. Wśród ponad 8 tys. wiernych z Włoch i całego świata byli również pielgrzymi z Polski. Po wygłoszeniu nauki i streszczeniu jej w głównych językach światowych papież pozdrowił zebranych, m.in. po polsku, odmówił z nimi po łacinie Modlitwę Pańską i udzielił wszystkim błogosławieństwa apostolskiego.
Oto polski tekst katechezy papieskiej:
Drodzy bracia i siostry,
w Rzymie, na Wzgórzu Awentyńskim znajduje się opactwo benedyktyńskie św. Anzelma. Jako siedziba Instytutu Studiów Wyższych oraz opata prymasa benedyktynów skonfederowanych, stanowi ono miejsce, które łączy w sobie modlitwę, naukę i zarząd, czyli te trzy dziedziny działalności, które cechowały życie Świętego, któremu jest ono poświęcone: Anzelma z Aosty, którego 900. rocznica śmierci przypada w tym roku. Liczne inicjatywy, podjęte zwłaszcza przez diecezję Aosty, dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności ukazały zainteresowanie, które nadal budzi ten średniowieczny myśliciel. Jest on znany również jako Anzelm z Bec i Anzelm z Canterbury, ponieważ związany był w tymi miastami. Kim jest ta osobistość, z którą trzy miejsca, oddalone od siebie i znajdujące się w trzech różnych krajach – we Włoszech, Francji i w Anglii – czują się szczególnie związane? Był on mnichem o intensywnym życiu duchowym, znakomitym wychowawcą młodzieży, teologiem o niezwykłych zdolnościach spekulatywnych, mądrym zarządcą i niezłomnym obrońcą libertas Ecclesiae – wolności Kościoła. Anzelm jest jedną z wybitnych osobowości średniowiecza, która potrafiła połączyć wszystkie te przymioty dzięki głębokiemu doświadczeniu mistycznemu, które zawsze kierowało jego myślą i działalnością.
Św. Anzelm urodził się w 1033 roku (lub na początku 1034) w Aoście jako pierworodny syn rodziny szlacheckiej. Ojciec był człowiekiem szorstkim, oddającym się rozkoszom życia i trwoniącym swój majątek; matka zaś była kobietą szlachetnych obyczajów i głębokiej pobożności (por. Eadmero, Vita s. Anselmi, PL 159, col. 49). To ona, mama, zajęła się wczesną ludzką i religijną formacją syna, którego następnie powierzyła benedyktynom z przeoratu w Aoście. Anzelmowi, który jako dziecko – jak opowiada jego biograf – wyobrażał sobie, że dobry Bóg zamieszkuje wysokie, ośnieżone szczyty Alp, śniło się którejś nocy, że wysłano go do tego wspaniałego królestwa samego Boga, który długo i serdecznie z nim rozmawiał, po czym poczęstował go „niezwykle białym chlebem” (tamże, col. 51). Sen ten pozostawił w nim przekonanie, że został powołany do wypełnienia szczytnej misji. Gdy miał piętnaście lat, poprosił o przyjęcie do zakonu benedyktyńskiego, ojciec jednak całą swoją władzą sprzeciwił się temu i nie ustąpił nawet wtedy, gdy ciężko chory syn, czując, że koniec jest bliski, błagał o zakonny habit jako ostatnią pociechę. Po powrocie do zdrowia i przedwczesnej śmierci matki Anzelm przeżywał czas moralnego zagubienia: zaniedbał naukę i porwany ziemską namiętnością stał się głuchy na napomnienia Boga. Porzucił dom i zaczął włóczęgę po Francji w poszukiwaniu nowych przeżyć. Trzy lata później, dotarłszy do Normandii, udał się do opactwa benedyktynów w Bec, przyciągnięty sławą Lanfranka z Pawii, przeora klasztoru. Było to dla niego spotkanie opatrznościowe i decydujące o dalszym jego życiu. Pod kierunkiem Lanfranca, Anzelm podjął z zapałem studia i w krótkim czasie stał się nie tylko ulubionym uczniem, ale również powiernikiem mistrza. Zapłonęło w nim na nowo jego powołanie zakonne i po starannym rozważeniu w wieku 27 lat wstąpił do zakonu i przyjął święcenia kapłańskie. Asceza i studium otworzyły przed nim nowe horyzonty, pozwalając mu odkryć na nowo, w znacznie większym stopniu, tę zażyłość z Bogiem, jaką miał jeszcze jako dziecko.
Gdy w 1063 roku Lanfrank został opatem w Caen, Anzelm, po trzech zaledwie latach życia monastycznego, mianowany został przeorem klasztoru w Bec i mistrzem klauzurowej szkoły, wykazując się zdolnościami wychowawczymi. Nie lubił metod autorytarnych, porównywał młodych ludzi do małych roślin, które rosną lepiej, kiedy nie są zamknięte w szklarni i pozostawiał im „zdrową” swobodę. Był bardzo wymagający wobec samego siebie i wobec innych, gdy chodziło o przestrzeganie wymogów monastycyzmu, zamiast jednak narzucać dyscyplinę, zachowanie jej wpajał im perswazją. Po śmierci opata Erluina, założyciela opactwa w Bec, w lutym 1079 roku Anzelm wybrany został jednogłośnie na jego następcę. Tymczasem wielu mnichów wezwano do Canterbury, by zanieść braciom zza Kanału La Manche odnowę panującą na kontynencie. Dzieło ich spotkało się z dobrym przyjęciem do tego stopnia, że Lanfrank z Pawii, opat Caen, został nowym arcybiskupem Canterbury i poprosił Anzelma o pozostanie z nim na jakiś czas, aby uczyć mnichów i pomóc mu w trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się jego wspólnota kościelna po najeździe Normanów. Pobyt Anzelma okazał się bardzo owocny, zaskarbił on sobie sympatię i szacunek tak, iż po śmierci Lanfranka wybrano go na jego następcę na stolicy arcybiskupiej w Canterbury. Sakrę biskupią przyjął uroczyście w grudniu 1093 roku.
Anzelm przystąpił od razu energicznie do walki o wolność Kościoła, odważnie domagając się niezależności władzy duchowej od władzy doczesnej. Bronił Kościoła przed bezprawną ingerencją władz politycznych, przede wszystkim królów Wilhelma Rudego i Henryka I, zachętę i poparcie znajdując u papieża, któremu Anzelm okazywał zawsze śmiałe i serdeczne oddanie. Wierność tę przypłacił w 1103 roku nawet goryczą wygnania ze swej stolicy w Canterbury. Dopiero w 1106 r., gdy król Henryk I wyrzekł się roszczeń udzielania kościelnej inwestytury oraz ściągania podatków kościelnych i konfiskaty mienia Kościoła, Anzelm mógł powrócić do Anglii, radośnie witany przez duchowieństwo i lud. Tak szczęśliwie zakończyła się walka, jaką stoczył orężem wytrwałości, dumy i dobroci. Ten święty arcybiskup, który taki podziw budził wokół siebie, gdziekolwiek się udał, ostatnie lata swego życia poświęcił przede wszystkim moralnej formacji duchowieństwa i intelektualnym badaniom zagadnień teologicznych. Zmarł 21 kwietnia 1109 r., słuchając słów Ewangelii czytanej tego dnia podczas Mszy św.: „Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i pili przy moim stole” (Łk 22, 28-30). W ten sposób spełnił się sen o tej tajemniczej uczcie, który w dzieciństwie miał na samym początku swej drogi duchowej. Jezus, który zaprosił go, by siadł przy Jego stole, przyjął św. Anzelma po śmierci do wiecznego królestwa Ojca.
„Błagam cię, Boże, obym mógł cię poznać, obym cię kochał, bym mógł się Tobą radować. A jeżeli nie mogę w całej pełni w tym życiu, niech przynajmniej stale postępuję naprzód, aż nadejdzie ono w pełni” (Proslogion, rozdz. 26). Modlitwa ta pozwala zrozumieć mistyczną duszę tego wielkiego Świętego okresu średniowiecza, twórcy teologii scholastycznej, któremu tradycja chrześcijańska przyznała tytuł „Doctor Magnificus”, ponieważ żywił gorące pragnienie zgłębiania tajemnic Bożych, z pełną jednak świadomością, że droga poszukiwania Boga nigdy się nie kończy, przynajmniej na tej ziemi. Jasność i logiczny rygoryzm jego myśli miały zawsze na celu „wzniesienie duszy do kontemplacji Boga” (tamże, Proemium). Stwierdził on wyraźnie, że ten, kto chce uprawiać teologię, nie może liczyć jedynie na swą inteligencję, ale musi pielęgnować jednocześnie głębokie przeżywanie wiary. Działalność teologa, według św. Anzelma, rozwija się więc w trzech stadiach: wiara – bezinteresowny dar od Boga, który należy przyjąć z pokorą; doświadczenie, które polega na wcieleniu słowa Bożego we własnym codziennym życiu; wreszcie prawdziwe poznanie, które nigdy nie jest owocem ascetycznego rozumowania, lecz kontemplatywną intuicją. Jak najbardziej aktualne pozostają także dziś w tej materii, dla zdrowych badań teologicznych i dla każdego, kto chciałby zgłębić prawdę wiary, jego słynne słowa: „Nie próbuję, Panie, przeniknąć Twojej głębi, gdyż w żadnym razie nie przyrównuję do niej mego intelektu; pragnę jednak, przynajmniej do pewnego stopnia, zrozumieć Twoją prawdę, w którą wierzy i którą kocha moje serce. Nie staram się bowiem zrozumieć, abym uwierzył, ale wierzę, bym zrozumiał” (tamże, 1).
Drodzy bracia i siostry, miłość do prawdy i stałe pragnienie Boga, które naznaczyły całe życie św. Anzelma, niech będą dla każdego chrześcijanina bodźcem do niezmordowanego poszukiwania coraz głębszej jedności z Chrystusem, Drogą, Prawdą i Życiem. Oprócz tego pełen odwagi zapał, który wyróżniał jego pasterską działalność i który przysporzył mu czasem niezrozumienia, goryczy, a nawet wygnania, niech będzie zachętą dla Pasterzy, osób konsekrowanych i wszystkich wiernych, by kochać Kościół Chrystusowy, modlić się, pracować i cierpieć dla niego, nie porzucając go nigdy ani nie zdradzając. Niechaj wyjedna nam tę łaskę Dziewica Matka Boża, do której św. Anzelm żywił czułe i synowskie nabożeństwo. „Maryjo, Ciebie serce moje chce miłować – pisze św. Anzelm – Ciebie język mój pragnie żarliwie sławić”.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.