Nie ma imperializmu i nacjonalizmu, które by się wychowały bez poetów. Jedni się przeciwko nim buntowali, inni w nich rozkwitali, ale prawie zawsze ci, którzy promowali ideologie totalitarne byli kiepskimi pisarzami - mówili uczestnicy wczorajszej debaty "Poezja i imperium".
Dyskusja odbyła się w Krakowie podczas Festiwalu Literackiego im. Czesława Miłosza.
Poeci i pisarze zastanawiali się nad tym, jak historia, tradycja literacka i język imperiów, w którym przyszło im żyć, wpłynęły na ich twórczość. Czy z "imperialnym" językiem walczą, czy po niego sięgają, czy wolą pozostać wierni językowi narodowemu.
Noblista, irlandzki poeta i eseista Seamus Heaney mówił, że Irlandczykom po odzyskaniu niepodległości nie udało się wrócić do własnego języka. "Brytyjczycy zostawili nam infrastrukturę, język, a w poezji pewne zwroty typowe dla poezji anglojęzycznej" - powiedział Heaney. Dodał, że Irlandia miała dwóch geniuszy - Williama Butlera Yeatsa i Jamesa Joyce'a, którzy na dwa różne sposoby "odwrócili język imperialny przeciwko niemu samemu". "Yeats powiedział, że angielski jest jego ojczystym językiem, a irlandzki jego językiem narodowym. Yeats przystosował angielską aparaturę językową do mitologii irlandzkiej i irlandzkiego krajobrazu " - mówił Heaney. "Joyce'owi udało się językowo i duchowo wyzwolić od imperializmu angielskiego" - dodał.
Czeski poeta, pisarz i tłumacz literatury niemieckiej Jiri Grusa mówił, że niemiecki jest językiem jego wolności. Przypomniał, że został wydalony z własnego kraju, a jego książki objęto zakazem druku. "Nie mogli mnie zastrzelić. Postanowiono zabić mnie w innym sposób: kradnąc mi mój język. Jeśli jest się z małego kraju, to porzucając swój język, zostawia się wszystko: swój styl, swoich czytelników, jest się skazanym na tłumaczy i uzależnionym od sprzedaży książek za granicą. Zakaz druku po czesku to była dla mnie kara śmierci. Starałem się uchronić moją duszę i umiejętności komunikowania, pisać w języku, który mnie ocalił" - powiedział Grusa. "Gdybym pisał po czesku, byłoby bardzo łatwo kontrolować co tworzę" - tłumaczył
"Lepiej pisać wiersze w języku, którym mówiło się do lat 7. Ja nauczyłem się języka rosyjskiego w 10. roku życia, a polskiego w wieku lat 20. Ale dla mnie tradycja Mandelsztama, Pasternaka, Achmatowej, zawsze była znacząca" - mówił Tomas Venclova, który pisze po litewsku, ale doskonale posługuje się także językiem polskim, rosyjskim i angielskim. "Kiedy pod wpływem tradycji innego języka pisze się wiersz w swoim języku, to poetyka zmienia się siłą rzeczy, nie może pozostać ta sama" - zauważył.
Venclova dodał, że nie może pisać wierszy po rosyjsku. "To byłoby odbierane przez każdego Litwina, ze mną włącznie, jako akt ostatecznej kapitulacji" - wyznał Venclova.
Jiri Grusa zauważył, że "nie ma imperializmu i nacjonalizmu, które by się wychowały bez poetów". Zdaniem Venclovy ci poeci którzy promowali ideologię totalitarną są prawie zawsze złymi poetami, źle piszą.
Poeta i eseista Hans Magnus Enzensberger podkreślił, że każdy naród miał w swojej historii jakiś epizod imperialistyczny i bardzo niewiele jest narodów, które nie uczestniczyły w zakładaniu imperium bądź nie cierpiały z powodu imperiów. "Zapominamy, że bardzo wielu poetów i intelektualistów nie tylko przyjęło imperializm, ale w nim rozkwitło" - mówił Enzensberger.
"Wśród nas nie ma kolaborantów. Mamy tendencję do mówienia o poetach i intelektualistach jakby zawsze stawali po właściwej stronie. Ale nie jest tak. Nowoczesne imperia budują się na współpracy takich ludzi i zawodów, jaki my uprawiamy" - zauważył.
Dyrektor festiwalu Jerzy Ilgg przypomniał, że Czesław Miłosz będąc przez lata na emigracji, nie uciekł w język żadnego imperium, pozostał wierny polskiej mowie. "W Kalifornii odczuwał przez długie dziesięciolecia przerażającą samotność. Strasznym doświadczeniem było dla niego oderwanie od rodzimej publiczności i poczucie, że wkłada wiersze do dziupli w drzewie, że pisze je nie mając nadziei, że dotrą dla tych najważniejszych dla niego czytelników" - mówił Illg. Jak podkreślił, pozostając wierny polszczyźnie Miłosz wygrał.
Ko Un, poeta i pisarz koreański, podsumował dyskusję mówiąc, iż są tacy, którzy twierdzą, że przetrwają tylko cztery języki: angielski, arabski, chiński i hiszpański. "Ja uważam, że jednego języka będzie się używać tylko w piekle" - mówił Ko Un. "Jeśli chodzi o imperializm chciałbym, żeby poeci pamiętali, że warto trwać przy swoim ojczystym języku" - podkreślił.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.