Nie będziemy solą ziemi, jeśli jakieś części ludzkiego życia będą dla nas nienaruszalnym tabu.
W tekście "Ostrość na człowieka" napisałam o Michalinie Wisłockiej, że całe swoje życie, wiedzę i doświadczenie włożyła w książkę – dzieło życia. Dodajmy: książkę, która jest przede wszystkim napisanym popularnym językiem podręcznikiem seksuologii i która zapewne wielu ludziom wypełniła lukę spowodowaną przez brak rozmów o seksualności. Własnej i płci przeciwnej. Złamała tabu, ale to dobrze. Warto - myślę - wrócić do tematu i zadać pytanie, czy złamanie tabu może być dobre?
Zacznijmy od tego, co rozumiem przez tabu, bo znaczeń słowa jest kilka. Mam na myśli to potoczne, są to - jak podaje Wikipedia - sprawy, działania, zagadnienie, co do których istnieje rodzaj "zmowy milczenia". Tabu zabrania głośno mówić, pisać, a nawet myśleć i zauważać sprawy nim objęte.
Bardzo silnym dzisiaj tabu jest na przykład choroba i śmierć. Jest oczywistością, każdy umrzeć musi. A jednak jest usuwana poza zasięg wzroku. Zamykana w szpitalach. Ludzie boją się rozmawiać o śmierci, boją się towarzyszyć umierającym, w niektórych społeczeństwach (europejskich!) rodziny nie odbierają i nie chowają zmarłych. Efektem usuwania śmierci z pola widzenia jest także eutanazja: jeśli już ktoś umrzeć musi, niech to zrobi szybko i skutecznie. Byle od nas nie wymagał zmierzenia się z umieraniem.
Nikt chyba nie ma wątpliwości: to tabu powoduje bardzo konkretne zło.
A jak z dziedziną płciowości i seksu? Bez wątpienia jest to sfera intymna. Własnej seksualności nie omawia się z każdym. Ale intymność to przestrzeń mojej decyzji: mogę się przed człowiekiem zamknąć i mogę dopuścić go do bliskości. Niekoniecznie fizycznej, także słownej. Wybieram człowieka, z którym rozmawiam o tym, co dla mnie ważne, co tkwi we wnętrzu mnie. Intymność wynika z moich granic. Tabu działa zupełnie inaczej. Blokuje rozmowę z każdym i na każdym poziomie. Matki z córką, ojca z synem, żony z mężem. Efektem jest brak wiedzy o tym, jak działa własne ciało, o tym czy moje doznania są "normalne", czy "chore", czasem brak możliwości nazwania własnych przeżyć bo zwyczajnie brakuje słów albo są tylko wulgarne.
"To" się robi. O "tym" się tylko nie mówi albo i nie myśli. Tak rozumiane tabu nie chroni moralności, jeśli coś chroni to głównie patologie. Ich też nie sposób nazwać.
Wracam do tematu, bo sfera seksualności jest bardzo ważną sferą w dzisiejszym świecie. Sferą bardzo poranioną, sferą wymagającą Bożego światła. To oznacza, że trzeba chcieć i umieć usłyszeć, co mówi drugi człowiek, choćby był bardzo zagubiony i poraniony. Dziś może rzadko zdarzają się reakcje takie jak na filmie: nerwowy śmiech i ucieczka. Dziś nagminna wydaje mi się inna reakcja: zasłonienie się jak tarczą tablicą przykazań z wielkim numerem "6". Sposób prawie doskonały. Nikt lub prawie nikt nie zauważy ucieczki. Człowiek pozostanie sam.
Bo przecież przykazanie zna. Jego interpretację już niekoniecznie. Niuanse rzadko. A sposobu wyjścia z sytuacji po prostu nie widzi. Jeśli my uciekniemy, sam nie zrobi nic. To znaczy: zostanie pogrążony w grzechu i zapewne będzie się zakopywał coraz głębiej. Świat nie będzie miał oporów w doradzaniu.
Nie będziemy solą ziemi i światłem świata, jeśli będziemy się bali ludzkich problemów. Nie będziemy solą ziemi, jeśli jakieś części ludzkiego życia będą dla nas nienaruszalnym tabu, o którym się nie myśli i nie rozmawia. Wyjść na peryferie znaczy czasem po prostu wysłuchać, nazwać, podsunąć pierwszy krok. Krok, nie skok nad przepaścią. I - jeśli ktoś tego zechce - towarzyszyć w dalszej drodze.
Aż dojdzie do punktu, gdy będzie w stanie powiedzieć Bogu: tak. Może dopiero na sekundę przed śmiercią. Bogu wystarczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.