Jeśli następnym „treningiem” będzie podobnie wyglądające bierzmowanie, to proszę się nie dziwić, że takiego samego cyrku zażądają jako dorośli przed swoim ślubem.
Maj to czas pierwszych Komunii św. Na ten temat mówi się wiele: o przewadze znaczenia uroczystości i prezentów, o strojach, o przygotowaniu... Tym razem jednak chciałabym podjąć temat samej Mszy świętej. I bynajmniej nie uchybień liturgicznych, choć pewnie i ich byłabym się w stanie doszukać.
Różnych uroczystości byłam już świadkiem. Mniej lub bardziej sensownych, z mniejszym lub większym przypochlebianiem się rodzicom i dzieciom i mniejszą lub większą liczbą podziękowań. Zdarzyło się, że rezygnowano z drugiego czytania na rzecz trwających dwadzieścia minut podziękowań na zakończenie, w czasie których z racji duchoty dzieci zaczęły już mdleć. Wszystko jest możliwe. Wczorajsza uroczystość mnie jednak przerosła.
Zaczęło się od uroczystych (czytanych z kartki) i długich zapewnień rodziców, jak to od wczesnego dzieciństwa świadczyli życiem o swojej wierze wobec dzieci i przez te lata przygotowywali ich do Komunii świętej. Przed Mszą starannie jednak przypomniano, że należy wyłączyć telefony komórkowe, a błogosławieństwo rodziców przebiegało z pełnym instruktarzem (ojciec /matka kładzie rękę na głowę dziecka, ksiądz czyta formułkę). Czyli jednak osoby organizujące nie są odklejone od rzeczywistości i wiedzą, że rodziny dzieci mogą w kościele o fakcie wyłączenia komórek zapomnieć, a i niewiedza, jak pobłogosławić własne dziecko, jest całkowicie realna. Przepraszam: po co więc potem teatrzyk zapewnień? Dla przypomnienia, jak być powinno? Przypomnieć, jeśli już, należało rok temu (!) Dlaczego ktoś wymaga wygłoszenia w trakcie Mszy świętej czegoś, co do czego ma świadomość, że jest kłamstwem?
Następna była formułka dla dzieci: Pragniemy przyjąć... Recytowana na głos i chórem. Owszem, dzieci są przyzwyczajone do uczenia się na pamięć. Zatem jeśli im się podrzuci pierwsze słowo: „pragniemy”, to wygłoszą zadaną formułkę, za każdym razem, za którym ksiądz proboszcz tego sobie zażyczy. Na pytanie „czego pragniecie”, zadane w nieprzećwiczonym wcześniej momencie, dzieci już nie potrafiły odpowiedzieć. Trzeba im było zasugerować, że chodzi o powtórzenie recytacji. Czego tak naprawdę je uczymy, poza czystą obłudą i przekonaniem, że w kościele (Kościele?) należy mówić to, co ktoś chce usłyszeć, nie przejmując się rzeczywistością i znaczeniem wypowiadanych słów?
Pominę udziwnioną wersję modlitwy wiernych i wierszyki na dziękczynienie. Doprawdy, myślę, że Panu Bogu milsza by była chwila modlitwy niż wyklepany wierszyk i róża pod tabernakulum. Pominę podziękowania, w pewnym momencie nagrodzone oklaskami, po których nastąpiły ogłoszenia. Razem tworzy to sytuację, w której naprawdę nie jest łatwo pamiętać, że Msza to jeszcze się nie skończyła. Do tego ostatniego – niestety – zdążyłam się już przyzwyczaić. Ale przeraża mnie fakt, że można zamienić Mszę św. na festiwal kłamstw i obłudy. Takiego Kościoła chcemy te dzieci nauczyć?
Jeśli następnym „treningiem” będzie podobnie wyglądające bierzmowanie, to proszę się nie dziwić, że takiego samego cyrku zażądają jako dorośli przed swoim ślubem. Ktoś ich w końcu tego nauczył, że w kościele mamy do czynienia z teatrzykiem niemającym nic wspólnego z prawdą i życiem.
PS. Miejsce akcji: parafia zakonna gdzieś w Polsce, zakon skądinąd z niezłą opinią :(((
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.