Do 148 wzrosła we wtorek liczba ofiar śmiertelnych pożaru w Permie, na Uralu, przed dziesięcioma dniami - podało rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Ostatnie ofiary to dwie kobiety w wieku 37 i 29 lat, które zmarły w szpitalach w Moskwie i Czelabińsku. Wciąż hospitalizowanych jest jeszcze 81 osób.
Pożar w położonym w centrum miasta klubie nocnym "Kulawy Koń" wybuchł w nocy z 4 na 5 grudnia po pokazie pirotechnicznym. Klub obchodził swój jubileusz i bawiło się w nim ponad 300 osób. Według rosyjskich mediów w pokazie użyto fajerwerków, które powinny być wykorzystywane na otwartej i dużej przestrzeni. Błyskawicznemu rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjał wystrój ze sztucznych materiałów i drewniane meble.
Większość ofiar pożaru zginęła w płomieniach lub od zatrucia gazem. Część została stratowana, gdy tłum próbował uciec przed ogniem przez jedyne w klubie wyjście. Inne wyjścia ewakuacyjne zostały - według wstępnego śledztwa - zlikwidowane po powiększeniu głównej sali klubu.
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.