Otoczenie, w jakim się znaleźliśmy, nasuwa nieodparte wrażenie przebywania na jakiejś obcej, pozbawionej życia odległej planecie.
Gra kolorów w saharyjskim pejzażu jest niezwykle ciekawa. Harugi Białe i Czarne są tego świetnym przykładem. Te pierwsze mienią się licznymi odcieniami jasnych pastelowych beżów, przechodzących w róże i fiolety. Błękit porannego lub późnopopołudniowego nieba przecudnie z nimi kontrastuje. Harugi Czarne z kolei, jak sama nazwa wskazuje, z daleka są zupełnie ciemne. Jednak z bliska smoliście czarne kamienie kontrastują z brudnopomarańczowym piaskiem, na którym leżą. A tam, gdzie ziemię pokrywa kilkumetrowa skorupa czarnej magmy, gdzieniegdzie bielą się piaszczyste oczka, a samotne niewielkie drzewka akacji, wyrastające w pęknięciach skalnych, natychmiast przyciągają uwagę zielenią swoich drobnych listków.
Kolory zmieniają się wraz z porą dnia, czasem zupełnie
Kolory zmieniają się wraz z porą dnia, czasem zupełnie. Wszyscy fotografowie wiedzą, że najatrakcyjniejsze kolory daje światło 1–2 godziny przed zachodem słońca. Podczas tej podróży dwukrotnie miałem okazję doświadczyć niezwykłej chwili, gdy słońce, zasłonięte w ciągu całego dnia cienką warstwą „barankowych” chmur, nagle, tuż przed zachodem, wyszło w końcu na wąską przestrzeń nad horyzontem. Wnet cały świat zmienił barwy na niezwykle ciepłe i głębokie, pomarańczowa ziemia starła się z ciemniejącym granatem zachmurzonego nieba, kępki krzewów odcięły się soczystą zielenią. Chwila taka trwa nie dłużej niż kwadrans, po czym następuje barwny spektakl natury na niebie jeszcze długo po zachodzie słońca.
Podróżowanie po Saharze na rowerze wymaga wiele wysiłku. Miałki piasek tuż pod cienką stwardniałą żwirową skorupą potrafi skutecznie wyczerpać każdego. Jednak wystarczy, że jadąc powoli dostrzeże się piękny okaz kamyka, schyli po niego, obejrzy z każdej strony, a satysfakcja z takiego znaleziska wnet wynagradza zmęczenie.
Bogactwo kamienistych form jest niezwykłe. Wielokrotnie przejeżdżałem przez całe pola pokryte pięknymi kamieniami. Porozrzucane równomiernie na piasku, przeplatają się np. dwa rodzaje: jedne, wielkości małej śliwki, brązowe, półmatowe, o pierwotnie ostrych, lecz już dobrze oszlifowanych piaskiem kształtach, które nazywam „toffi”, a drugie obłe, ciemnoczerwone, półprzezroczyste. W korytach małych uedów, na zaschniętym niemal białym piasku, często spotykamy duże białe kamienie, przypominające kryształy soli, a obok nich ciemniejsze, beżowe, przez swą niezwykłą strukturę kojarzące się z karakułami lub zwojami mózgowymi. Pośród osypujących się zielonkawych zboczy kruchych łupkowych pagórków błyszczą się w słońcu wielkie płaty kwarcu. Nie trzeba kopać, odgarniać piach, one po prostu leżą. Podnoszę je w górę i przyglądam się im pod słońce. W podobnych miejscach można znaleźć skamieniałą muszlę, a idąc dalej – całe ich pola, świadczące niezbicie o oceanie pokrywającym miliony lat temu te strony. Można by spędzić całe dnie na spacerowaniu z nosem przy ziemi w poszukiwaniu kamiennych skarbów. Zbieram kilka tych najpiękniejszych i chowam do sakwy, aby nacieszyć się nimi. Ale za dzień, dwa wyciągam je i choć waham się trochę, to w końcu zostawiam je na piasku – tu, gdzie wyglądają najpiękniej…
O tych kamieniach można by pisać jeszcze długo, tak samo jak o tutejszych górach, o zaskakujących kształtach, rodem z komiksów fantasy. Czy takie bogactwo natury można nazwać pustynią? Pustynia wszak pochodzi od pustki, zatem jak rozumieć tę pustkę? Jak wiele niezwykłych przedmiotów się w niej mieści. Nie ma życia? Nie ma go wiele, ale gdy jest, choćby mała akacja na skale, to przyciąga uwagę bardziej niż ściana lasu.
Natomiast nie ma ludzi. Nikt tu nie zamieszka, w tych najbardziej surowych miejscach, gdzie nic zasianego nie wyrośnie. Dzięki temu, że nikt jej nie wykorzystuje, to pustynia jest rzeczywiście dla wszystkich, dla każdego, kto się w niej znalazł. Każdy może to poczuć.
Przestrzeń. Jest jej dużo. Podobnie jak w naszych Tatrach. Lubię góry, bo czuję w nich wielką przestrzeń. Potrzebuję przestrzeni. Sahara mi ją daje.
Po dwóch godzinach docieramy znów do Harugów Czarnych. Ich skraj z naszej perspektywy wygląda jak skraj asfaltowej drogi, tyle że w dużym powiększeniu. Tworzy go zastygła czarna magma, która kiedyś musiała dotrzeć do tego miejsca po erupcji oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów wulkanu.
Dzień 15, II Etap
Po dwóch godzinach docieramy znów do Harugów Czarnych. Ich skraj z naszej perspektywy wygląda jak skraj asfaltowej drogi, tyle że w dużym powiększeniu. Tworzy go zastygła czarna magma, która kiedyś musiała dotrzeć do tego miejsca po erupcji oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów wulkanu. Wdrapujemy się na kilkumetrową skarpę i oczom naszym ukazuje się krajobraz iście kosmiczny: stoimy na olbrzymim, ciągnącym się aż po horyzont płaskowyżu, który tworzy czarna jak węgiel zastygła skorupa skalna. Na każdym kroku widoczne są liczne pęknięcia i głębokie szczeliny z piaszczystym dnem oraz majestatyczne spiętrzenia magmy, tworzące poszarpane szczyty. Spacerując po tym osobliwym cudzie natury, natrafiamy na obszerne dziury w tej strukturze, wyglądające niczym stawy i jeziora o jasnych piaszczystych dnach, otoczone stromymi brzegami czarnych skał, z zabłąkanymi pojedynczymi drzewkami wszędobylskich akacji. Wędrując dalej, dotrzeć można na skraj całych niby-mórz i oceanów, wraz z zatokami i plażami, o płaskich jak stół, piaszczystych powierzchniach, zamkniętych pomiędzy olbrzymimi jęzorami zastygłej czarnej materii. Otoczenie, w jakim się znaleźliśmy, nasuwa nieodparte wrażenie przebywania na jakiejś obcej, pozbawionej życia odległej planecie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.