Na apel największych belgijskich central związkowych co najmniej 20 tys. osób przeszło w piątek ulicami Brukseli w obronie likwidowanych na skutek kryzysu miejsc pracy.
Bezpośrednim powodem zwołania manifestacji była zapowiedź przed tygodniem zamknięcia fabryki Opla w Antwerpii zatrudniającej 2,6 tys. osób. Koncern browarniczy AB InBev, który ma siedzibę i wiele zakładów w Belgii, zapowiedział z kolei zwolnienie 10 proc. personelu.
Przedstawiciele central związkowych FGTB, CSC i CGSLB podali, że w manifestacji wzięło udział po tysiąc pracowników Opla i AB InBev. Zaś w sumie uczestniczyło w niej od 20 do nawet 35 tys. demonstrantów, których nie odstraszył ani deszcz, ani zimno. Manifestanci, uzbrojeni w kolorowe parasole, przy dźwiękach muzyki i huku petard przeszli w niemal piknikowej atmosferze z ronda Schumana, gdzie mieszczą się instytucje europejskie, do centrum miasta.
Szef liberalnej centrali CSC Luc Corterbeeck starał się łagodzić napięty, z powodu zwolnień, klimat społeczny w Belgii, ale sprzeciwił się apelom pracodawców, by pozostawić regulację zatrudnienia potrzebom rynku. "Przestańcie się skarżyć - szukajmy raczej razem sposobu na wyjście z kryzysu" - apelował do pracodawców.
Z rozstawionej w pobliżu Komisji Europejskiej trybuny związkowi liderzy krytykowali arogancję przedsiębiorców, którzy przeprowadzają zwolnienia, mimo że ich firmy osiągają zyski. Opowiadali się za tym, by wszelka pomoc państwa dla firm była uwarunkowana utrzymaniem zatrudnienia na dotychczasowym poziomie.
Demonstranci, z którymi rozmawiała PAP, skarżyli się m.in., że kryzys stał się dla pracodawców pretekstem do koncentrowania produkcji w tańszych krajach Europy Środkowej i Wschodniej, by ograniczyć koszty. "Jesteśmy ofiarą konkurencji z pracownikami z nowych krajów, której wygrać nie możemy, bo nas na to nie stać" - powiedział PAP pracownik z branży motoryzacyjnej z Antwerpii. Ale - przyznał - większym zagrożeniem dla miejsc pracy w UE są szybko rozwijające się gospodarczo Chiny czy Indie.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.