Laura Chinchilla wygrała niedzielne wybory prezydenckie w Kostaryce. Oznacza to, że będzie pierwszą kobietą pełniącą w tym kraju funkcję głowy państwa.
50-letnia Chinchilla dostała niemal dwa razy więcej głosów niż jej najważniejsi rywale: Otton Solis z centrolewicy i prawicowiec Otto Guevara.
Zgodnie z ordynacją wyborczą ponad 40-proc. wynik zapewnia jej zwycięstwo w pierwszej turze.
Najbliższa współpracownica obecnego kostarykańskiego przywódcy Oscara Ariasa ogłosiła zwycięstwo, gdy komisja wyborcza po przeliczeniu ponad 60 proc kart wyborczych poinformowała o zdobyciu przez nią 49 proc. poparcia elektoratu.
"Dziękuję Ci Kostaryko (...). Nie zawiodę tego zaufania" - powiedziała prezydent-elekt.
Solis uznał swoją porażkę już po ogłoszeniu wstępnych wyników. Wkrótce po nim Guevara pozdrowił zwyciężczynię.
Frekwencja była niska, ale porównywalna z poprzednimi wyborami. Według komisji w głosowaniu uczestniczyło 33,43 proc. z 2,8 mln uprawnionych.
Laura Chinchilla, która wraz z siedmioma z pozostałych ośmiu kandydatów startujących w wyborach uczestniczyła w niedzielę rano w uroczystej mszy w katedrze w San Jose, reprezentuje w wielu sprawach stanowisko zgodne z nauką Kościoła.
Jest przeciwniczką aborcji i formalnego uznania małżeństw między osobami jednej płci.
Podczas kampanii wyborczej żaden z kandydatów nie postulował utworzenia w Kostaryce sił zbrojnych, który ten kraj nie ma od 1948 roku.
Kostaryka - po Argentynie, Chile, Nikaragui i Panamie - będzie piątym krajem w Ameryce Łacińskiej, gdzie szefem państwa jest lub była kobieta.
Jednak jego poglądy nie zawsze są zgodne z katolickim nauczaniem.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.