Przygotowany przez komisarz UE Elżbietę Bieńkowską projekt europejskiej e-karty usług może trafić do kosza. Przedstawione ponad rok temu rozwiązania, na których mogłyby skorzystać polskie firmy, trafiają na opór Berlina, Paryża oraz PE.
Bieńkowska wraz ze swoim zespołem pracowała nad tymi rozwiązaniami przez miesiące po objęciu stanowiska komisarza odpowiedzialnego za rynek wewnętrzny, przedsiębiorczość oraz małe i średnie firmy. Punktem wyjścia była świadomość, że mimo iż teoretycznie w UE istnieje swoboda przepływu usług, faktycznie nie ma jednolitego rynku w tym obszarze.
"W dziedzinie towarów rynek unijny funkcjonuje w 70-80 proc., natomiast w sferze usług - w 30-40 proc. Taka sytuacja powoduje ogromne szkody w gospodarce. Jeśli nie otworzymy rynku usług, dojdzie do stagnacji" - przestrzegała polska komisarz, przedstawiając pomysły na zaradzenie sytuacji.
Jednym z narzędzi, które - według Komisji - powinno zmienić ten stan rzeczy, miała być nowa e-karta usług. W założeniu miała to być uproszczona procedura elektroniczna, ułatwiająca przedsiębiorcom oferującym usługi biznesowe (np. firmom inżynieryjnym, konsultantom IT, organizatorom targów) oraz firmom budowlanym dopełnienie formalności wymaganych do świadczenia usług za granicą.
Dzięki temu usługodawcy mieli mieć możliwość załatwienia wszelkich potrzebnych formalności w jednym punkcie kontaktowym we własnym kraju i we własnym języku. Takie "jedno okienko", które umożliwiłoby działalność na całym rynku UE. Polska była zadowolona z tych propozycji, bo dawały one szanse na łatwiejszy dostęp do zagranicznych rynków naszym dynamicznym i konkurencyjnym przedsiębiorstwom.
Problem w tym, że szansa na wprowadzenie tych rozwiązań w życie jest niewielka. Jak podało we wtorek PAP źródło unijne, w ciągu prawie 13 miesięcy od czasu zaprezentowania projektu przedstawiciele państw członkowskich rozmawiali na ich temat zaledwie raz, i to na niskim, eksperckim szczeblu.
"Propozycja przez prawie rok nie była dyskutowana w Radzie UE. Miesiąc temu było spotkanie, na którym Komisja Europejska tłumaczyła państwom członkowskim, jakie są zalety jej rozwiązań" - powiedział rozmówca PAP w Brukseli.
W UE są stolice, które stanowczo sprzeciwiają się propozycjom dotyczącym e-karty usług. Tłumaczą to dodatkowymi obciążeniami biurokratycznymi dla ich administracji oraz przedsiębiorstw. Liderami oporu są - według źródła - Francja i Niemcy, ale zastrzeżenia zgłaszają też inne kraje.
Jakby tego było mało, przed świętami komisja ds. rynku wewnętrznego Parlamentu Europejskiego odrzuciła propozycje KE. Eurodeputowani są podzieleni w tej sprawie. Socjaliści ogłosili po tym głosowaniu zwycięstwo, wskazując, że e-karta prowadziłaby de facto do "dumpingu socjalnego" i oszustw transgranicznych.
Liberałowie ubolewali z powodu wyniku głosowania, podkreślając, że procedury administracyjne dla firm chcących świadczyć usługi poza swoim macierzystym krajem są zbyt długotrwałe i kosztowne. "Niektóre firmy muszą czekać od 6 do 18 miesięcy, zanim władze rozpatrzą ich wniosek" - mówił duński europoseł ALDE Morten Lokkegaard, odpowiedzialny za ten projekt.
O negatywnym wyniku głosowania zdecydowała postawa największej grupy w PE - Europejskiej Partii Ludowej, która uznała, że propozycja ws. e-karty usług nie spełnia oczekiwań dotyczących wprowadzenia ułatwień administracyjnych. Europosłowie z komisji ds. rynku wewnętrznego nie zdecydowali się jednak na skierowanie raportu odrzucającego propozycję KE do głosowania przez cały europarlament. Teoretycznie to furtka umożliwiająca dalsze prace.
"Regulacje nie zostały jeszcze całkowicie unicestwione - przyznaje rozmówca PAP znający kulisy prac nad nimi. - Kilka krajów członkowskich, w tym Polska i Czechy, jest nadal nastawionych do nich entuzjastycznie".
Bułgarska prezydencja UE jeszcze w tym miesiącu ma przeprowadzić "spotkanie refleksyjne" na poziomie eksperckim. Ewentualne odblokowanie prac, jeśliby do tego doszło, musiałoby mieć miejsce jak najszybciej. Parlamentowi Europejskiemu zostało nieco ponad 12 miesięcy obecnej kadencji, a w czasie kampanii wyborczej lub tuż przed nią przyjęcie propozycji, które mogą być postrzegane przez wyborców z krajów zachodnioeuropejskich jako niekorzystne, byłoby bardzo trudne.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.