Co najmniej 41 Palestyńczyków zginęło w poniedziałek w starciach z izraelskimi siłami w Strefie Gazy na granicy z Izraelem, gdzie od rana trwają protesty przeciwko przeniesieniu ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy.
Według różnych źródeł rannych zostało od 700 do 1700 osób.
Agencje piszą, że jest to najkrwawszy dzień w Strefie Gazy od czasu wojny w tej palestyńskiej enklawie między kontrolującym ją Hamasem a Izraelem w 2014 roku.
Agencja dpa podaje, powołując się na palestyńskie ministerstwo zdrowia, że rannych zostało 1700 osób, w tym setki od kul. Associated Press, powołując się również na przedstawicieli palestyńskiego resortu zdrowia, informuje o co najmniej 772 rannych, w tym 27 krytycznie. Reuters pisze o 900 rannych Palestyńczykach; 450 z nich odniosło obrażenia w wyniku użycia ostrej amunicji.
Palestyński rząd oskarżył w poniedziałek Izrael o dokonanie masakry w Strefie Gazy. Rzecznik palestyńskiego rządu Jusuf al-Mahmud zażądał w oficjalnym oświadczeniu "natychmiastowej interwencji międzynarodowej w celu powstrzymania straszliwej masakry dokonanej w Gazie przez izraelskie siły okupacyjne przeciwko naszemu bohaterskiemu narodowi".
Według izraelskiego wojska co najmniej 35 tys. Palestyńczyków bierze udział w protestach w 12 miejscach w Strefie Gazy na granicy z Izraelem, tuż przy ogrodzeniu granicznym. Wojsko twierdzi, że starcia są "wyjątkowo ostre" i że dochodzi do "prób ataków terrorystycznych". Świadek, na którego powołuje się agencja EFE, powiedział, że kilku Palestyńczykom udało się przedrzeć przez ogrodzenie na granicy.
"Dzisiaj jest wielki dzień, kiedy przekroczymy ogrodzenie i powiemy Izraelowi i światu, że nie zaakceptujemy, że na zawsze będziemy okupowani" - powiedział Reuterowi Ali, nauczyciel z Gazy, który odmówił podania swojego nazwiska. "Wielu może dziś zginąć śmiercią męczeńską, ale świat usłyszy nasze przesłanie. Okupacja musi się skończyć" - powiedział.
Na Zachodnim Brzegu Jordanu około trzech tysięcy Palestyńczyków zgromadziło się na placu Jasera Arafata w Ramallah, żeby przejść w kierunku punktu kontrolnego Kalandija, oddzielającego Ramallah od Jerozolimy.
"Uczestnicy zamieszek rzucają koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi w kierunku ogrodzenia bezpieczeństwa i w kierunku żołnierzy, a także palą opony, rzucają kamieniami i płonącymi przedmiotami, by podpalić terytorium Izraela i ranić żołnierzy" - czytamy w oświadczeniu armii Izraela. Wojsko zapewniło, że odpowiada na to środkami mającymi na celu rozpędzenie demonstrantów i "działa zgodnie ze standardowymi procedurami operacyjnymi".
Poniedziałkowy rozlew krwi w Strefie Gazy najprawdopodobniej ożywi międzynarodową krytykę zasad, które pozwalają izraelskim żołnierzom używać śmiercionośnej broni przeciwko nieuzbrojonym w broń palną protestującym - odnotowuje AP. Na krótkim nagraniu filmowym zamieszczonym na portalu BBC News widać, jak grupy Palestyńczyków rzucają kamieniami w stronę izraelskich żołnierzy.
W związku z otwarciem amerykańskiej ambasady Jerozolimę patrolowały w poniedziałek tysiące policjantów, funkcjonariuszy służb granicznych i żołnierzy jednostek specjalnych. Policja informowała, że funkcjonariusze "natychmiast odpowiedzą na każdy incydent, do którego dojdzie, lub na nielegalne protesty".
Swoją decyzję o uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego prezydent Donald Trump ogłosił 6 grudnia 2017 roku. Wkrótce potem Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło uchwałę domagającą się anulowania tej decyzji, a skupiająca 57 państw Organizacja Współpracy Islamskiej oświadczyła, że uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela oznacza "jawną agresję". Zdecydowana większość państw świata nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.