Piątek przyniósł dalsze spadki na Wall Street chociaż już nie tak duże jak w czwartek. Wszystkie indeksy straciły w granicach 1,3 - 2,3 proc. Wśród inwestorów panowała nadał nerwowa atmosfera bowiem wszyscy pamiętali paniczną wyprzedaż dzień wcześniej.
Indeks 30 największych korporacji Dow Jones stracił 139,89 pkt. (1,33 proc) i na końcu sesji wykazał poziom 10.380,43 pkt.
Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 obniżył się o 17,27 pkt. (1,53 proc.) do 1.110,88 pkt.
Nasdaq Composite stracił najwięcej - 54 pkt. (2,33 proc.) i zakończył dzień na poziomie 2.265,64 pkt.
W perspektywie tygodnia Dow obniżył się o 5,7 proc., S&P 500 o 6,4 proc. a Nasdaq o 8 proc. Był to największy tygodniowy spadek tego ostatniego indeksu od listopada 2008 r.
Dramatyczna sytuacja w Grecji oraz możliwość rozszerzenia się kryzysu na takie kraje jak Portugalia, Hiszpania, a nawet Włochy, stanowią coraz większy powód do niepokoju dla inwestorów na Wall Street. Nie uspokoiła ich nawet informacja o znacznie większym niż oczekiwano wzroście liczby miejsc pracy w USA w kwietniu.
Jak poinformował Departament Pracy, przybyło 290 tys. miejsc pracy, ale równocześnie wskaźnik bezrobocia zwiększył się z 9,7 do 9,9 proc. Eksperci wyjaśniają, że stało się tak dlatego, że więcej ludzi zarejestrowało się w urzędach pracy licząc na większe szanse zatrudnienia.
"Zazwyczaj powodem do niepokoju nie jest dziecko z katarem, ale możliwość zarażenia się całej klasy" - powiedział analityk rynkowy Len Blum z banku inwestycyjnego Westwood Capital. Zauważył też, że kryzys grecki może wywołać podobne skutki jak wcześniejsze załamanie się rynku kredytów typu subprime w USA, które szybko rozszerzyło się na inne sektory systemu finansowego.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.