Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał w poniedziałek Hansa G. - działającego w Polsce niemieckiego przedsiębiorcę, za winnego mowy nienawiści wobec Polaków. Sąd nakazał G. przeprosiny i wpłatę 50 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie.
Proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych wytoczyła niemieckiemu przedsiębiorcy - współwłaścicielowi firmy Pos System z Kosakowa (Pomorskie) była pracownica tej spółki Natalia Nitek-Płażyńska (członek PiS i od maja 2018 r., żona kandydata Zjednoczonej Prawicy w ostatnich wyborach samorządowych na prezydenta Gdańska Kacpra Płażyńskiego). Zarzuciła ona swojemu pracodawcy, że stosował wobec niej mowę nienawiści na tle faszystowskim.
Zgodnie z poniedziałkowym wyrokiem sądu przedsiębiorca ma wpłacić 50 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Muzeum Piaśnickiego powstającego w Wejherowie. Powódka żądała 150 tys. zł na rzecz tej placówki.
Decyzją sędziego przedsiębiorca ma też złożyć oświadczenie następującej treści: "Ja Hans G. (w tym miejscu pojawia się pełne nazwisko mężczyzny - PAP) poczuwam się do winy za wypowiedziane słowa i zachowania obrażające godność i dumę narodową Natalii Nitek-Płażyńskiej oraz wszystkich Polaków. Wyrażam głęboki żal za zastosowaną przeze mnie retorykę nienawiści do narodu polskiego, która jest niedopuszczalna i którą naruszyłem dobra osobiste Natalii Nitek-Płażyńskiej. Mam świadomość, iż losy naszych narodów opierają się na trudnej historii i dlatego relacje polsko-niemieckie wymagają odpowiedniej delikatności i poczucia odpowiedzialności. Pragnę wobec powyższego skierować przeprosiny do Natalii Nitek-Płażyńskiej zapewniając, że wypowiedziane przeze mnie słowa nie odzwierciedlają moich prawdziwych poglądów".
Po uprawomocnieniu się wyroku oświadczenie ma zostać przesłane listem poleconym do powódki, wywieszone na miesiąc w widocznym miejscu w siedzibie firmy G., opublikowane w tygodniu "Gazeta Polska" oraz odczytane na antenie TV Republika".
Uzasadniając wyrok sędzia Piotr Kowalski podkreślił, że u jego podstaw leży artykuł 30 polskiej konstytucji, mówiący o tym, że "przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie jest obowiązkiem władz publicznych". "Żadne rację nie mogą być usprawiedliwieniem naruszenia tej godności" - powiedział sędzia. Zaznaczył, że w tym przypadku "naruszenie godności nastąpiło na trzech płaszczyznach: stosunków czysto międzyludzkich, stosunków pracodawca - pracownik oraz na płaszczyźnie obrażania uczuć narodowych".
Sędzia zaznaczył, że po zapoznaniu się z dowodami, nie mógł wypowiedzi Hansa G. uznać "jako jednoznacznie hitlerowskie czy faszystowskie". "Poglądy Hansa G., jak to wynika z materiału dowodowego, są konglomeratem uprzedzeń rasowych" - powiedział sędzia przypominając, że przedsiębiorca używał m.in. określeń "murzyni, bambusy, Turcy, idioci i oczywiście Polacy". Zdaniem sędziego był to "wyraz nacjonalizmu niemieckiego w starym, XIX-wiecznym stylu oraz pewnych antypolskich uprzedzeń".
"Są to stare klisze, które głęboko zapadły w świadomości społeczeństwa niemieckiego, były propagowane już w XIX wieku, aby usprawiedliwić zabory. Zgodnie z tą narracją, Polacy, to był jakiś ułomny naród, który nie umiał się sam rządzić i gospodarować i dlatego z własnej winy utracił niepodległość" - mówił sędzia. "Poglądy te utrwaliły się w społeczeństwie niemieckim, szczególnie, że wiele osób wówczas miało kontakt z biedniejszymi warstwami polskiego społeczeństwa, które było mniej zindustrializowane" - mówił sędzia.
Hansa G. nie było na ogłoszeniu wyroku. Jego pełnomocnik Piotr Malach powiedział mediom, że z całą pewnością wniesiona zostanie apelacja od wyroku. "Nie mogę zgodzić się z większością twierdzeń sądu" - mówił. "Spodziewałem się wyroku zasądzającego w części, ale nie w takim zakresie, w jakim zostało to uczynione. Ludzie, którzy wielokrotnie są molestowani czy gwałceni, dostają kwoty wielokrotnie niższa niż powódka w tej sprawie" - powiedział.
Niemiecki biznesmen wystąpił z pozwem wzajemnym przeciwko Nitek-Płażyńskiej. Zdaniem Hansa G., powódka naruszyła jego dobra osobiste, upubliczniając treść prywatnych i - jego zdaniem - zmanipulowanych rozmów. W poniedziałek sąd oddalił to powództwo uznając m.in., że nagrane rozmowy miały miejsce w zakładzie pracy, a więc w miejscu publicznym, nie dotyczyły one zdarzenia z życia prywatnego G.
Po ogłoszeniu wyroku Nitek-Płażyńska powiedziała mediom, że "wprawdzie proces trwał dwa lata, ale było warto czekać". "Ponieważ wygraliśmy my wszyscy, my Polacy, którzy mamy poczucie godności, my Polacy, którzy pamiętamy to, co wydarzyło się ponad 70 lat temu i my Polacy, czyli ci, którzy wiedzą, jaka spuścizna jest też na nas - że musimy walczyć o swoją godność i reagować w sytuacjach, kiedy Niemiec, niemiecki biznesmen określa się mianem hitlerowca, nazisty, poniżana nas, nawołuje do zabijania Polaków" - mówiła dziękując za pomoc Fundacji Reduta Dobrego Imienia - Polska Liga przeciw Zniesławieniom, która występowała w procesie w roli interwenienta ubocznego.
Nitek-Płażyńska zarządzała projektami w firmie Hansa G. od czerwca 2015 r. do stycznia 2016 r.
W marcu 2016 r. Telewizja Republika wyemitowała program, w którym kobieta zaprezentowała zarejestrowane z ukrycia nagrania, ilustrujące znieważanie jej na tle m.in. narodowościowym przez Hansa G. Niemiecki przedsiębiorca mówił m.in. "nienawidzę Polaków; nie to, że ich nie lubię, nienawidzę ich. Oni wszyscy są cwelami i idiotami. Lepiej jest w Afryce. Jesteście gównem". "Tak, jestem! Jestem hitlerowcem! To wina tego kraju (Polski - PAP), że taki jestem" - miał też mówić biznesmen. "Zabiłbym wszystkich Polaków. Nie miałbym z tym problemu" - słychać też na nagraniu.
W tej samej sprawie tzw. mowy nienawiści trwa także proces karny przeciwko Hansowi G. przed Sądem Rejonowym w Wejherowie. Cudzoziemca oskarżono m.in. o znieważenia słowami powszechnie uznanymi za obelżywe. Według prokuratury, Hans G. używał wobec pracowników takich zwrotów, jak: "jesteście idioci", "Polaczki", "Scheisse Polaken".
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.