Szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS) zarzucił szefowi MON Bogdanowi Klichowi, że wiedząc o fatalnej sytuacji w 36. pułku lotnictwa, odpowiadającym za przewóz VIP-ów, wydał zgodę na wylot delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Macierewicz w trakcie poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie odniósł się do treści decyzji szefa MON nr 40 z 3 lutego tego roku ws. zwiększenia możliwości transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie w okresie przejściowym.
Zdaniem Macierewicza Klich "w sposób jednoznaczny" stwierdza w decyzji, że 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego znajduje się w sytuacji, która nie zapewnia bezpieczeństwa lotów najważniejszym osobom w państwie.
"Pan minister Klich 3 lutego stwierdził, że 36. pułk lotniczy nie gwarantuje bezpieczeństwa przelotów najwyższym organom państwa polskiego. Mimo to wydał zgodę na wylot delegacji pana prezydenta" - mówił poseł PiS.
"Na jakiej podstawie minister Klich zgadzał się po tej decyzji na działanie 36. pułku lotniczego w zakresie przewozu osób z najwyższych organów państwa polskiego? Czy nie narażał ich w ten sposób na niebezpieczeństwo?" - pytał Macierewicz.
Dodał, że powstaje pytanie o konsekwencje polityczne. "Pan premier, myślę, wiedział o tej decyzji" - powiedział.
Odnosząc się do wypowiedzi Macierewicza, departament prasowo-informacyjny MON oświadczył, że poseł "dwukrotnie użył niezgodnego z prawdą sformułowania, jakoby minister Bogdan Klich wydał zgodę na lot Prezydenta RP i towarzyszących mu osób w dniu 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska".
MON przypomniało, że zgodnie z porozumieniem w sprawie wojskowego specjalnego transportu lotniczego, podpisanym 15 grudnia 2004 roku przez przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, Sejmu, Senatu i premiera RP, "to właśnie te cztery kancelarie są dysponentami samolotów obsługiwanych przez 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego", a "szef MON nie wydaje żadnych decyzji i zgód na każdorazowe korzystanie z maszyn 36. Pułku". "Lot 10 kwietnia był zadysponowany tylko i wyłącznie przez Kancelarię Prezydenta RP, bez konieczności uzyskania zgody szefa MON Bogdana Klicha" - zaznaczył resort.
W poniedziałek pełnomocnik rodzin niektórych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem mec. Rafał Rogalski złożył w prokuraturze wniosek o przesłuchanie szefa MON Bogdana Klicha na okoliczność sytuacji w 36. pułku lotnictwa. Mecenas powołał się we wniosku na decyzję szefa MON nr 40. Jego zdaniem z decyzji tej wynika, że 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego mógł nie mieć możliwości zapewnienia bezpiecznych przewozów.
Rzecznik MON Janusz Sejmej powiedział PAP, że decyzja, na którą powołuje Rogalski (i o której mówił Macierewicz), została przez prawnika niewłaściwie zinterpretowana.
Jak tłumaczył, decyzja dotyczyła zwiększenia możliwości transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie w okresie przejściowym. "Specpułk dysponował wówczas tylko jednym Tu-154 i kilkoma Jak-40. Chodziło o to, by ze względu na bezpieczeństwo realizacji zadań przez cztery kancelarie (Sejmu, Senatu, Premiera i Prezydenta - PAP) mieć jeszcze więcej samolotów - konkretnie dwa samoloty Embraer od narodowego przewoźnika" - powiedział Sejmej.
"Być może jest jakiś inny akt wykonawczy, którego nie znamy i który mówi o powiększeniu możliwości przelotów" - tak Macierewicz odniósł się do argumentów rzecznika MON.
Macierewicz cytował w trakcie konferencji część decyzji Klicha. "Mając na względzie aktualną sytuację floty 36 splt, w oparciu o którą nie ma możliwości zapewnienia na wymaganym poziomie przewozów i bezpieczeństwa realizacji zadań przez konstytucyjne organy państwowe, polecam przeprowadzić postępowanie mające na celu zawarcie umowy, której przedmiotem będzie udostępnienie dwóch samolotów Embraer 175 od PLL Lot SA w latach 2010-2013" - napisał szef MON w przytaczanym przez posła PiS fragmencie. (PAP)
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.