Reklama

Kolce i lwy

W około żyrafy, słonie i inny zwierz, było ciężko, jechaliśmy nocą w buszu, a lwy odganialiśmy trąbką rowerową!

Reklama

Na początku chciałybyśmy wprowadzić czytelnikow w specyfikę naszych relacji. Powstają dwie a czasem nawet trzy wersje – nie dlatego żeśmy się pokłócili i poobrażali, nie po to aby Was zanudzić, tylko chcemy pokazać możliwie najbardziej obiektywny obraz – każde z nas widzi Afrykę inaczej… :-)

 

KOBIECY PUNKT WIDZENIA

265 dzień sztafety. 27 lipca, Hwange, Don Bosco

W Don Bosco wypoczywamy, będąc pod wrażeniem pracy polskich wolontariuszy; pełnej energii i otoczonej twórczą aurą Danusi, bardzo konkretnej i „ogarniętej” Beni oraz Piotra-złotej rączki, który w naszych oczach, po roku pracy z lokalnymi budowlancami, wszedł na wyższy stopień wtajemniczenia w miejscowe klimaty.

Pracują w szkole, szpitalu, oratorium. Organizują środki i fundusze dla misji, wspierają chorych, dożywiają dzieciaki; prawdziwa praca u podstaw. W połowie sierpnia wracają do Polski, już wiedzą, że będą tęsknić za Zimbabwe …

W naszej grupie tego dnia podział obowiązków jest dość tradycyjny. Panowie spawają albo walczą z komputerami i internetem (Norbert z błędnym wzrokiem chodzący z laptopem po całym ogrodzonym terenie w poszukiwaniu sieci, by tylko wysłać relacje… bezcenne :-) a my pierzemy, robimy kolację, nawet ciasto bananowo-orzechowe rośnie w piekarniku.

Wieczorem uroczysty wspólny posiłek przy świecach i nocne Polaków rozmowy o Afryce, o życiu, o wyjazdach i powrotach….

Jako wyprawke dostajemy jeszcze czysciutka,piekna flage (Jakub dumnie wozi na swojej przyczepce) i uzupelniona apteczke.

 

266 dzień sztafety, 28 lipca, Hwange- Main Camp – National Park – SEKCJA DAMSKA- „PANIE-PRZODEM”

Planujemy szybki i sprawny wyjazd, by dotrzeć do bram Parku Narodowego Hwange – z mapy wynika, że to ok 85 km. Sekcja damska o godz.10am spakowana, wykąpana (na zapas), śniadanie podane do stołu a panowie w tzw. rosole… Z tymi kąpielami to jest tak, że zawsze się martwimy, że nie będzie jak się umyć, więc jak tylko jest woda to …korzystamy parę razy dziennie- trochę na zapas ;-) …do tej pory co prawda nie było takiej sytuacji, żeby NIE UDAŁO nam się umyć, ale jesteśmy przygotowane na taką ewentualność. Chłopaki dla równowagi wstepnie postanowili się nie myć i nie prać, jednak szybko się złamali, na szczęście.

Wracając do Hwange… ustalamy, że jedziemy przodem, sekcja męska nas goni. W najgorszym razie – spotykamy się w Dete – miasteczku oddalonym o ok 30 km od głównej drogi, położonym przypuszczalnie na trasie Kazika- ciągnącej się wzdłuż kolei, skąd również można się dostać do docelowego Main Campu.

Po 50 km odbieramy sms od chłopaków – (nie będziemy cytować ), z którego dla nas wynikało jasno, że przyczepka się znowu zepsuła tuż po wyjeździe i że nie dojadą przed zmrokiem.

Postanowiłyśmy zatem jechać prosto do celu – Main Campu pewną, główną drogą, nie ryzykując niepewnego stanu trasy przez Dete, o czym niezwłocznie poinformowalysmy, a przynajmniejstaralysmy się.

Słońce, górki i zamiast 85 wychodzi 95 km…. dojeżdżamy do bram Parku w promieniach zachodzącego słońca. Krajobraz zapiera dech! Zmęczone ale szczęśliwe. No prawie szczęśliwe, bo brak wieści od chłopaków.

Rozbijamy namiocik na campie. Cały obiekt – domki, wille i wielki camping- mogłyby pomieścić setki turystów, tymczasem świecą pustkami. Jedyni goście – to: sympatyczna Japonka Yayoi i rodzina z Polski, która podróżowała razem z naszą ekipą z Rzymu do Johannesburga- rozkładają obóz nieopodal naszego namiotu. Okazuje się, że to podróżnicy, reporterzy z TVP i znają historię Nowaka :-) Jest godz. 20.30 – Dzwonią nasi Panowie, dojechali do Dete. Zdziwili się, że nas tam nie ma…: „ALE BEDZIECIE JUTRO NA NAS CZEKAĆ – PRAWDA?! BEDZIEMY O 11AM”

Wieczór bardzo zimny. Restauracja oczywiście nieczynna. Cale szczescie w barze dostajemy dzbanek gorącej wody i pałaszujemy kolację. Tradycyjnie – zupka chińska, jajo i ciasteczka.

Od rana organizujemy wycieczkę po parku. Być w takim miejscu i nie zobaczyć słonia, żyrafy, zebry, tego sobie nie możemy darować. Udało się – po negocjacjach, korzystając z braku turystów, namawiając Japonkę by do nas dołączyła, organizujemy za połowę katalogowej ceny wieczorny „game drive” – safari z przewodnikiem, jedzonkiem, z nocą na platformie przy wodopoju…pełen wypas.

O 11.00 dojeżdżają chłopaki. Czekamy z zimnym lwem (lion pilsner). Znowu razem :-)

Tu miejsce na obszerna relacje z safari autorstwa Jakuba (ja daruje wam moje wpadki…bizony zamiast bawolowi i orangutany zamiast szympansow ;-) i przejdę płynnie do branchu kolejnego dnia)

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
2°C Wtorek
noc
2°C Wtorek
rano
wiecej »

Reklama