W około żyrafy, słonie i inny zwierz, było ciężko, jechaliśmy nocą w buszu, a lwy odganialiśmy trąbką rowerową!
268 dzień sztafety, 30 lipca, Main Camp – National Park – Gwaii River – SEKCJA DAMSKA
ZEMSTA KAZIKA
Po powrocie z safari – czekamy na obiecane drugie śniadanie- nikomu się nie spieszy… W końcu na talerzach pojawiają się: kiełbaska, fasolka, jajo sadzone, tosty, kawa i cola…to jest śniadanie dla kolarza; na zegarkach godz.12.00, słoneczko świeci, ciężko ruszyć.
Ustalamy plan na dziś – dojeżdżamy do głównej drogi, następnie do Gwaii River i może dalej – jak się uda przed zmrokiem.
Sekcja damska rusza pierwsza – ale TYLKO DO GŁOWNEJ DROGI.
Karnie i grzecznie po 23 km stajemy na skrzyżowaniu i czekamy… jedna cola, druga cola, po półtorej godzinie rozkładamy się wygodniej w rowie, budząc coraz większe zainteresowanie… no co… czekamy jak wszyscy tutaj – telefony nie mają zasięgu, ale prorokujemy problemy z przyczepką.
Po dwóch godzinach już „trochę zniecierpliwione” zaczynamy zatrzymywać samochody – „Czy przypadkiem nie widzieliście trójki rowerzystów po drodze??” Kolejny pytany kierowca potwierdza : „Tak!!! Jadą! Zaraz będą!”
Hurra!! my już prawie w podskokach… Widzę 3 kolarzy zbliżających się, macham!!! Ale jacyś oni niepodobni, opaleni za bardzo, bez sakw… no tak… w końcu widzę wyraźnie, na drogę wyjeżdża trzech murzynków..no tak…przecież ślepa jestem – soczewki zgubione na safari a okulary za słabe…
Czekamy dalej – po 3 godzinach postanawiamy cofnąć się, żeby złapać zasięg. W tym momencie przychodzi sms; chłopcy odkryli zjazd przy torach w stronę kolejnej stacyjki, gdzie był Kazik Nowak– Malindi i jadą tamtędy… „Do zobaczenia w Gwaii River, może”.
Hmm…zaciskamy zęby i jedziemy do Gwaii River. 42 kmidasprawnie i 5.30pm. jesteśmy na miejscu.
Dojeżdżamy – po lewej stronie drogi głośna muzyka – niechybnie „chibuku party”, po prawej budynek szkoły – przy drodze jak to zwykle – „czekacze” i „watch-mani”. Odnajdujemy nauczycielkę – prosimy o możliwość noclegu. Po chwili pani otwiera nam klasę. Wprowadzamy rowery. Ewa zostaje na czatach, a ja po wodę do studni…. no, przecież się jeszcze umyjemy. Jedno wiadro ja, drugie nauczycielka na głowie i za szkołą w publicznych toaletach – kąpiel full wypas. Kupujemy świeczki, bo czołówki ledwo zipią a szkoła bez prądu Dostajemy klucz do naszej klasy – prawie się zamyka, ale na wszelki wypadek robimy barykadę. 2 stoliczki, 2 ławki i rozkładamy namiot. Na mycie zębów już wychodzimy przez okno – żeby konstrukcji nie burzyć.
Niestety nie ma zasięgu, czekamy na chłopaków i snujemy wersje:… nie dojechali – może dojadą rano?…pojechali drogą Kazika… ze słoniami, lwami, …nie mają strzelby;… a jak nie dojadą tu to gdzie? Jechać czy czekać? Nie mamy mapy, więc trudno nam cokolwiek ustalić. Ostatecznie postanawiamy czekać do 11.30 i jechać dalej, aby złapać zasięg.
Noc ciężka, biegają szczury, w mieście hałasy, śnimy koszmary…
269 dzień sztafety, 31 lipca, Gwaii River – Lupane – SEKCJA DAMSKA
KĄCIK SAMOTNYCH NIEWIAST
Panowie nie dojechali.Zgodnie z postanowieniem ruszamy o 11.30. Mamy prawie 80 km do przebycia. Całą drogę wypatrujemy słupów telefonicznych. Po przejechaniu 30 km wyrasta piękna wieża z antenkami – tuż przy niej stacja benzynowa, hotel i restauracja. Komórki już padły – więc oddajemy w barze do naładowania, zamawiamy jakieś jedzonko i rozpoczynamy wywiad środowiskowy na temat lokalnych dróg, przejazdów, stacji kolejowych…
Nie wygląda to dobrze – droga przy torach to jakaś masakra dla miłośników polowania. Lwy, słonie to norma; jest parę zjazdów z drogi do głównej… hmm… miny mamy nietęgie.
Komórki naładowane, brzuchy pełne, ale zasięgu nie ma, no tak – wieża dopiero jest montowana
– jeszcze nie działa:(
Wsiadamy na rowery i prujemy do Lupane.
Dojeżdżając tuz przed zmrokiem , słyszymy, że telefony ożywają. Kwaterujemy się w poleconym przez napotkanego na postoju lokalnego biznesmena- vel Rasta – Lupane Woman’s Center, wysyłamy smsy do chłopaków. i wpatrujemy w telefony czekając na znak… nie dzwonią… pomijając to, że cała okolica wie, że szukamy trzech szalonych rowerzystów, to zaczynamy na serio się martwić.
270 dzień sztafety, 31 lipca, Lupane – SEKCJA DAMSKA
HAPPY END
Rano budzi nas telefon! „Tak, jesteśmy w Lupane. Mamy czekać? Dobrze. Przyjedziecie? Kuba ?Nie nie kontaktował się . Jedzie? Dobrze, czekamy” HURRA!!! SĄ!!! JADĄ, MOŻE NAWET CALI!!! co prawda w dwóch podgrupach, ale jadąąąą!!!!!
Śniadaniamy zadowolone i zwiedzamy dokładnie przybytek w którym wylądowałyśmy.
„Centrum kobiet”- to ośrodek – instytucja, która szkoli i organizuje zajęcia dla kobiet z Lupane i okolic. Panie wyplatają rozmaite kosze, talerze i torebki, robią naturalne mydełka, produkują miód, Odbiorcami są lokalni klienci ale maja także specjalne zamówienia dla klientów z RPA
Na terenie ośrodka jest też warzywny ogródek, są pokoje gościnne i restauracja. Wszystko niezwykle schludne i zadbane
W samym”Lupane city” są 2 bary, mały warzywny bazarek, parę sklepów i stacja benzynowa. Zwiedzamy miasto w pół godziny, trafiamy jeszcze na końcówkę mszy świętej w Kościele Katolickim a potem dla zabicia czasu koncentrujemy się na praniu i myciu… w oczekiwaniu na chłopaków.
Pierwszy dojeżdża Kuba. Z wypiekami słuchamy mrożącej krew w żyłach relacji….Piotr i Norbert już po ciemku – opatuleni w polary i z czołówkami…Cali i zadowoleni! ale to ich historia….
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.