39-latek, który w sobotę w Rybniku postrzelił siedem osób, został w poniedziałek rano doprowadzony do miejscowej prokuratury, gdzie zostanie przesłuchany i usłyszy zarzuty. Większość osób rannych w strzelaninie nadal jest w szpitalach. Ich stan jest stabilny i nie pogarsza się.
O doprowadzeniu podejrzanego na przesłuchanie poinformowała w poniedziałek rano PAP rzeczniczka rybnickiej policji, nadkom. Aleksandra Nowara.
Zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku, Robert Wieczorek, potwierdził, że podczas poniedziałkowego przesłuchania mężczyzna usłyszy zarzuty. Według wcześniejszych informacji, prawdopodobnie będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa z użyciem broni palnej oraz nielegalne posiadanie broni. Może mu grozić kara dożywotniego więzienia.
Jeszcze w niedzielę mężczyzna trzeźwiał w policyjnym areszcie, skarżył się też na złe samopoczucie. Zdecydowano, że zostanie przesłuchany w poniedziałek.
Według informacji policji, stan sześciorga poszkodowanych nadal przebywających w szpitalach jest stabilny. W niedzielę do domu wrócił już teść zatrzymanego, który ma niegroźną ranę ramienia.
"Z przekazanych nam informacji wiemy, że w ciągu minionej doby stan żadnej z postrzelonych osób nie pogorszył się. Nie ma zagrożenia życia poszkodowanych. Stan dwóch osób jest poważny" - powiedziała nadkom. Nowara.
W najpoważniejszym stanie są żona sprawcy oraz jego szwagier. Oboje byli operowani. Mają obrażenia klatki piersiowej, a kobieta również głowy. Mniej groźne są rany sąsiadki, postrzelonej w głowę i tułów oraz przewiezionego do szpitala w Katowicach 15-letniego syna zatrzymanego; chłopak został postrzelony w żuchwę.
Podczas sobotniej strzelaniny raniona w udo została także teściowa 39-latka oraz policjant, również postrzelony w nogę. Wkrótce mogą oni opuścić szpital.
Także sam napastnik został lekko ranny w czasie interwencji policji. Po opatrzeniu nie było jednak przeciwwskazań do zatrzymania go w policyjnym areszcie.
39-letni mężczyzna otworzył ogień w sobotę podczas awantury domowej. Poszkodowani to członkowie jego rodziny - w tym nastoletni syn - a także sąsiadka oraz interweniujący policjant. W domu mężczyzny znaleziono sześć sztuk broni długiej i krótkiej - ostrej i gazowej - a także górnicze zapalniki i niewielkie ilości prochu strzelniczego. Sprawca nie miał pozwolenia na broń.
Mężczyzna z okna na pierwszym piętrze strzelał również do przedstawicieli służb przybyłych na miejsce. Według świadków używał kilku sztuk broni. Ostrzelał m.in. ambulans pogotowia ratunkowego i zaparkowany przed domem radiowóz. Zabarykadował się w domu razem z dwójką swoich dzieci. Antyterroryści obezwładnili go, gdy wraz z dzieckiem wyszedł na zewnątrz domu.
Według informacji ze śledztwa w sobotę mężczyzna wrócił do domu pod wpływem alkoholu i chciał zrobić grilla. Kiedy któryś z domowników sprzeciwił się temu, 39-latek zaczął krzyczeć, wyzywać członków rodziny, a w końcu wyciągnął broń. Wśród prawdopodobnych motywów jego zachowania wymienia się problemy finansowe i nadużywanie alkoholu.
Jak poinformował w poniedziałek dziennikarzy prokurator rejonowy w Rybniku Jacek Sławik, mężczyźnie postawiono zarzut usiłowania zabójstwa przy użyciu broni palnej członków swojej rodziny, usiłowania zabójstwa interweniujących funkcjonariuszy policji, spowodowania zagrożenia dla bezpieczeństwa i życia osób postronnych oraz nielegalnego posiadania broni. Grozi mu dożywocie. Prokuratura nie wyklucza postawienia mężczyźnie kolejnych zarzutów.
"Nie znamy motywacji działania tego mężczyzny i jego wersji wydarzeń. Podejrzany nie wykluczył natomiast, że odpowie na pytania, które ewentualnie zostaną postawione mu przez sąd" - powiedział prok. Sławik.
Jeszcze w poniedziałek prokuratura wystąpi do sądu o zastosowanie wobec podejrzanego aresztu na 3 miesiące. Sąd po otrzymaniu wniosku wyznaczy termin przesłuchania podejrzanego.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.