Rewolucje, wojny, katastrofy czy epidemie zawsze wyraźniej pokazują, kto jest człowiekiem, kto „szują kaprawą”.
1 maja, epidemii w Polsce dzień 58. Z coraz większą radością witamy kolejne złagodzenia rygorów i z utęsknieniem czekamy na następne. Rokowania co do dalszego rozwoju wydarzeń są jednak niepewne. Nie bardzo nawet wiadomo, czy właśnie jesteśmy w szczycie epidemii, czy jest on jeszcze przed nami. Ci, którzy jeszcze z miesiąc temu twierdzili, że rozwój epidemii to czysta matematyka, dziś spuścili z tonu; tak, jeśli to czysta matematyka, to na pewno, jak długoterminowe prognozy pogody, obarczona skazą tego, co matematycy nazywają chaosem: niewielka zmiana w dokładności danych w założeniu prowadzi do wielkich różnic w wyniku. A że ze środowisk naukowych płyną doniesienia, że wirus pozostaje w części chorych głęboko ukryty, że nie wiadomo, czy przejście choroby oznacza uodpornienie się na nią, no i że wirus może zmutować, przyszłość możemy prognozować mniej więcej tak trafnie, jak patrząca w szklana kulę wróżka. Jak to powiedział pewien dawny medyk przedstawiając rokowania swojego pacjenta? „Jak nie umrze, to żył będzie”. Jedno jest pewne: im więcej różnych prognoz, tym większe prawdopodobieństwo, że któraś okaże się „prawdziwa”. Tak jak im więcej ludzi gra w lotto, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś trafi szóstkę.
A to nie jedyne nasze zmartwienie. Smutno mi kiedy patrzę na to, co dzieje się w polityce. Spór wokół wyborów prezydenckich, mimo apelu biskupów, trwa w najlepsze. Jaskółki porozumienia, owszem, pojawiają się, ale natychmiast pożerają je jastrzębie. Jedna i druga strona powołuje się na prawo i konstytucję. Opozycja, nawiązując do najgorszych polskich tradycji, w rozgrywkach z władzą wzywa na pomoc zagranicę. Obu stronom chodzi jednak o to, by te wybory wygrać. Rządzący wiedzą, że ich odłożenie spowoduje, iż w ich kandydata uderzy kryzys gospodarczy, z jakim niewątpliwie przyjdzie się nam niebawem zmagać. Opozycja na to właśnie liczy, bo widzi, że ich kandydaci w tej chwili nie mają żadnych szans na konkurowanie z obecnie urzędującym prezydentem. Widzi to zwłaszcza największe z ugrupowań opozycyjnych, którego kandydatka, według sondaży, nie tylko już się nie liczy w wyścigu o fotel prezydencki, ale jej poparcie jest kompletnym blamażem dla całego tego ugrupowania. Obie więc strony gadają o prawie i o demokracji, a to czysta kalkulacja mająca im pomóc utrzymać/przejąć władzę.
Najbardziej jednak smuci mnie nie polityka, ale to, co dzięki epidemii wyraźniej zobaczyć możemy w niektórych ludziach: daleko posunięty egoizm. Rozumiem strach przed zakażeniem. Wiadomo, to uczucie, pojawiające się niezależnie od tego, czy go chcemy czy nie. Rozumiem, że może spowodować, że ktoś wychodzi z domu dopiero, jak na ulicach jest mniej ludzi i stara się szerokim łukiem omijać wszystkich tych, którzy mogliby znaleźć się zbyt blisko. Zwłaszcza jeśli ci maseczkę mają na brodzie. Ale nie mogę nie wyrazić swojej dezaprobaty wobec sytuacji, w których czyjś strach powoduje słowną agresję wobec pracujących w służbie zdrowia czy gdy odmawia się im obsługi w sklepach. To już jest zwyczajnie podłe.
Nie twierdzę, że ryzyko w takich spotkaniach nie istnieje. Tyle, że przy zachowaniu zwyczajnych środków ostrożności jest ono niewielkie. Dla dobra bliźniego, ostatecznie także dla dobra nas wszystkich, człowiek powinien w sobie takich strach rozumem opanować. Jeśli nie chce... Szkoda więcej słów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.