O aktualnej sytuacji w Lombardii oraz wielkiej mobilizacji Włochów, która pozwoliła im otrząsnąć się z odrętwienia i strachu przed koronawirusem, mówi Polka od 9 lat mieszkająca we Włoszech.
Masz dzieci?
Tak, mamy z mężem dwoje dzieci w wieku przedszkolnym.
W jaki sposób pandemia wpłynęła na funkcjonowanie waszej rodziny?
W najtrudniejszej sytuacji znalazły się rodziny dzieci szkolnych. Na samym początku epidemii zakłady pracy były jeszcze otwarte, a szkoły juz nie. Pierwsze dwa tygodnie były dodatkowymi feriami. Dopiero po tym czasie nauczyciele zaczęli przesyłać rodzinom zadania domowe, a z czasem zorganizowano szkoły online. Wiele rodzin zaangażowało dzieci od początku w przeżywanie tej sytuacji. W grupie rodziców pojawiły się pomysły, żeby dzieci wykonały rysunki, jak wyobrażają sobie koronawirusa. Nie przyłączyłam się do tego. Dla nas spokój naszych dzieci był najważniejszy. Chociaż z czasem i one zorientowały się w sytuacji (syn prosił męża, żeby pokazał mu koronawirusa w komputerze), to jednak na początku mówiliśmy im o wielkich wakacjach dla wszystkich i od wszystkiego. Mamy kawałek ogródka, dokładnie tyle, ile zajmuje podjazd dla samochodu plus kilka metrów trawnika, ale i to okazało się ogromnym błogosławieństwem. Dzieci zamknięte w mieszkaniach na pewno gorzej to przeżywają. Jeszcze pod koniec lutego, kiedy wolno było wychodzić z domu na spacer, zatrzymała nas straż miejska i panowie gorąco zachęcali nas do powrotu do domu dla dobra dzieci. Moje dzieci podeszły do tego z dojrzałością niezwykłą dla takich maluchów. Teraz to one mnie upominają, kiedy wybieram się na zakupy, żeby nie zbaczać z trasy, bo straż miejska powiedziała, że nie wolno.
Mówi się, że ten czas to takie globalne rekolekcje? We Włoszech też szybko zamknięto kościoły. Jak przeżywacie ten czas duchowo?
Od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu uczestniczymy rodzinnie we Mszy świętej transmitowanej na YouTube. Bardzo szybko pojawiły się czytania i modlitwy do wykorzystania w rodzinie, przygotowywane przez księży dla swoich wspólnot parafialnych lub na poziomie diecezjalnym. Nasz biskup odprawia też Msze niedzielne z seminarium i na kilka dni przed pierwszą taką Eucharystią nagrał przesłanie dla młodych, w którym prosił o "podłączenie" również osób starszych, umożliwiając im utrzymanie kontaktu ze wspólnotą wiernych. Dużo się mówiło o domowym Kościele. Księża w kazaniach podkreślali, że teraz rodzice są katechetami swoich dzieci czy wręcz "kapłanami wspólnot domowego Kościoła". Razem z naszymi dziećmi wprowadziliśmy na początku Wielkiego Postu bardziej rozbudowaną modlitwę wieczorną z krótkim czytaniem biblijnym i śpiewami z Taizé. Weszło to w rytm naszych wieczorów. Trudno jest utrzymać przynależność do wspólnoty bez fizycznej obecności w tej wspólnocie. Trudno jest wytłumaczyć dzieciom, że można "iść" na Eucharystię zostając na kanapie.
A tak osobiście, bałaś się w tym czasie?
Śledziłam wiadomości, zwłaszcza, gdy w gronie chorych zaczynali pojawiać się nasi znajomi. Robiliśmy wtedy za każdym razem krótki rachunek sumienia, kiedy ostatnio widzieliśmy tę osobę, jej krewnych? Wiemy, że dla wielu z nas najtrudniejszy czas dopiero się zacznie. Z bólem myślimy, co dzieje się w tym czasie z podopiecznymi pobliskiej stołówki Caritas... Modlimy się za nasz kraj i cały świat, ale wiemy też, że jesteśmy w rękach Boga i pozostaje nam ufność, a nasze ludzkie siły nie są w stanie nas uchronić. Powoli zaczyna brakować cierpliwości. Widzimy, że przed nami jeszcze długa droga w powrocie do "normalności". Choć niektórzy księża właśnie o to nas pytają: co jest normalnością? Czy chcemy powracać do naszego życia dokładnie w tej samej formie, jaka była przed pandemią? Dla rodzin osób chorych najtrudniejsza jest perspektywa braku możliwości ostatniego pożegnania przed ewentualną śmiercią. Nie tylko nie wiadomo czy wrócą do domu, ale też nie wiadomo, co dzieje się z nimi podczas pobytu w szpitalu. Z oczywistych przyczyn nie można ich odwiedzać, a personel medyczny jest tak zapracowany, że tylko od czasu do czasu jest w stanie informować rodziny o stanie zdrowia osób hospitalizowanych. Przy okazji muszę podziękować wszystkim osobom z Polski, które wspierały nas od początku troską i modlitwą. To pomogło nam w najtrudniejszych momentach. Dostałam tak wiele wiadomości, pozdrowień od ludzi, których nie słyszałam czasami od 2005 roku! Ten okres jest czasem nowej kreatywności. Możemy stworzyć nowe sposoby towarzyszenia innym, sprawiania komuś przyjemności zadedykowaną piosenką lub niespodziewanym komplementem. Wiele osób odczuwa teraz samotność. To wyizolowanie w domowym zaciszu zawiera poważne ryzyko zerwania niektórych kontaktów społecznych. We Włoszech mówi się: "Pozostańmy sobie bliscy, choć musimy zachować odległość".
Gość Niedzielny Gość Niedzielny 19/2020
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.