Wiele niebezpiecznych sytuacji, w których znaleźć mogą się młodzi użytkownicy internetu, jest konsekwencją ich własnych, nieprzemyślanych zachowań - przekonywali uczestnicy IV Międzynarodowej Konferencji "Bezpieczeństwo dzieci i młodzieży w internecie".
Dwudniowa konferencja, która rozpoczęła się we wtorek, zorganizowana została przez Polskie Centrum Programu Safer Internet, prowadzone przez Fundację Dzieci Niczyje (FDN), Naukową i Akademicką Sieć Komputerową (NASK) oraz klicksafe - niemiecki projekt na rzecz bezpieczeństwa w internecie. Odbywa się w ramach programu Komisji Europejskiej "Safer Internet".
"Młodzi ludzie od zawsze próbują przekraczać granice, jednak eksperymentowanie w internecie może być niebezpieczne" - mówiła Helen Whittle z brytyjskiej organizacji CEOP. Podkreślała, że w erze współczesnej technologii, kiedy wystarczy kilka minut od zrobienia zdjęcia do opublikowania go, gdy powszechne są kamery internetowe, za pomocą których można transmitować w sieci na żywo to, co się robi w domu, nie ma czasu na zastanowienie się nad konsekwencjami takich zachowań.
Zjawiskiem, na które coraz częściej zwracają uwagę eksperci zajmujący się bezpieczeństwem młodych ludzi w świecie cyfrowych technologii jest sexting, czyli przesyłanie za pośrednictwem telefonu lub internetu kompromitujących zdjęć.
"Kim są ludzie, na których się młodzież wzoruje? To głównie celebryci, którzy występują w odważnych sesjach, publikują w sieci filmy pornograficzne ze swoim udziałem, gwiazdy sportowe, w równej mierze znane z gry w piłkę, co z seksualnych skandali" - mówiła Whittle. Dodała, że dzieci i młodzież, nie rozumiejąc do końca konsekwencji swoich zachowań, starają się być równie prowokujące.
"Za pomocą swojego profilu młoda osoba chce promować samą siebie, zwrócić na siebie uwagę. Jednak dzieci muszą sobie zdawać sprawę, że próbując naśladować swoich idoli narażają się na katastrofalne konsekwencje. Wielu przestępców mówi, że nie muszą uwodzić dzieci w sieci ani namawiać do robienia sobie zdjęć, bo one same je publikują. To nie internet stworzył przemoc czy pedofilię, on jest po prostu areną, na której się to rozgrywa" - mówiła Whittle.
"Ostatnio Rihanna - popularna gwiazda pop - powiedziała, że żal jej chłopaków, którym dziewczyny nie wysyłają swoich rozebranych zdjęć przez telefon. Jak na taki komunikat zareagują jej nastoletnie fanki? Jak pokazują przeprowadzone w Wielkiej Brytanii badania, jedna czwarta nastolatków korzysta z technologii mobilnych do przesyłania tego rodzaju zdjęć" - dodała.
"Czasem dziewczyna i chłopak wymieniają się takimi zdjęciami, gdy są parą, a po rozstaniu zaczynają je rozsyłać innym osobom czy publikować w sieci. Gdy mamy 14-15 lat, wydaje nam się, że każda miłość jest na całe życie, dlatego trzeba uwrażliwiać dzieci na możliwe konsekwencje takich zachowań" - przekonywał John Carr z brytyjskiej organizacji eNACSO & CHIS.
Podkreślił, że choć wiele z tych wizerunków jest legalnych, nie są klasyfikowane jako pornografia ani nawet erotyka dla tego, kto na nich jest, są kompromitujące, a konsekwencją takich przeżyć może być nawet samobójstwo.
Radosław Zaleski, koordynator serwisów internetowych portalu Gazeta.pl, podkreślał, że najlepszą prewencją jest znajomość zasad społecznych. Zwracał jednak uwagę, że obowiązujące w sieci zasady zmieniają się i ewoluują - jeszcze niedawno publikowanie w internecie zdjęć pod własnym imieniem i nazwiskiem wydawało się co najmniej ryzykowne, dziś w dobie takich portali jak nk.pl czy facebook, nikt nie jest anonimowy - funkcjonujemy w sieci wraz z gronem znajomych, piszemy, do jakich chodzimy szkół i gdzie pracujemy.
Whittle podkreśliła, że rozmawiając z młodzieżą o zasadach bezpieczeństwa w sieci, zawsze pyta, jak chcieliby być zapamiętani. "Proponujemy, aby zastanowili się, co znajdzie np. ich przyszły pracodawca, profesor na uczelni, gdyby chciał wyszukać w sieci informacje na jego temat" - mówiła.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.