Blisko 22 godziny po wyciągnięciu pierwszego z 33 górników, uwięzionych w chilijskiej kopalni San Jose, dzięki metodycznie prowadzonej akcji na powierzchnię wyjechał w czwartek rano ostatni z mężczyzn. Górnicy przeżyli pod ziemią rekordowych 69 dni.
Dwie i pół godziny po górnikach z kopalni złota i miedzi na chilijskiej pustyni Atacama wyjechał ostatni z sześciu ratowników Manuel Gonzalez, który na początku akcji jako pierwszy zjechał do uwięzionych. "Był przy mnie Bóg i był przy mnie diabeł" - tak swe uczucia podsumował jeden z uratowanych Mario Sepulveda.
Górnicy byli uwięzieni na głębokości ponad 600 metrów od 5 sierpnia, gdy w kopalni doszło do zawalenia. Przez pierwszych 17 dni nie było z nimi żadnego kontaktu. Kiedy ratownikom udało się z nimi porozumieć, rozpoczęto równoczesne wiercenie trzech szybów ratunkowych. W tym czasie na powierzchni rodziny i krewni uwięzionych ustawili przed kopalnią miasteczko namiotowe, nazwane obozem "Nadzieja", gdzie czekali na bliskich.
Początkowo do uwięzionych przewiercono szyb szerokości grejpfruta, dzięki czemu można było przesyłać im np. jedzenie i leki. Następnie szyb poszerzono, tak aby można było ich pojedynczo wydostać.
Górników wyciągano w specjalnie zaprojektowanej stalowej kapsule Feniks 2, jedynie nieco szerszej niż ramiona mężczyzny.
Pierwszym górnikiem, którego wydobyto w środę ok. godz. 5 rano czasu polskiego, był 31-letni Florencio Avalos. Mężczyzna miał na sobie przeciwsłoneczne okulary, chroniące go przed światłem po długim czasie spędzonym pod ziemią. Jako ostatni z górników na powierzchnię wyszedł sztygar Luis Urzua, 54-letni kierownik zmiany, który pod ziemią stał się liderem uwięzionych, organizując wachty, racjonując jedzenie i pomagając w utrzymaniu porządku.
Górnicy pobili światowy rekord przetrwania pod ziemią i wyszli witani jak bohaterowie narodowi. W całym kraju słychać było dwony i klaksony, wszędzie widać było czerwono-biało-niebieskie flagi. Tłum świętujący przed kopalnią krzyczał "Niech żyje Chile", śmiejąc się i płacząc.
Na górników oczekiwał też prezydent Chile Sebastian Pinera. Jedynego wśród uwięzionych górników obcokrajowca Carlosa Mamaniego witał prezydent jego kraju, Boliwii, Evo Morales.
Po wyjściu z kopalni górnicy zostali przewiezieni do szpitala na badania, które wykazały, że stan ich zdrowia jest "bardziej niż zadowalający". Tylko jeden z uratowanych ma zapalenie płuc i dostał antybiotyki.
W czasie pobytu pod ziemią jeden z górników został ojcem. Drugi napisał w tym czasie szkic książki. Innego z kolei na powierzchni witała kochanka, a nie żona, która została w domu. Przez dwa miesiące ich życie pod ziemią obserwował cały świat. Kiedy wyszli na powierzchnię czekało na nich 1,5 tys. dziennikarzy. Pierwsze strony poświęciły im największe światowe dzienniki. Telewizje CNN, BBC, Sky News i Al-Dżazira relacjonowały to wydarzenie na żywo.
Pod ziemią górnicy pobili też inny rekord - 8 września oglądali mecz piłkarski na największej głębokości. Dzięki miniaturowemu ekranowi, który został im dostarczony na dół przez jedną z firm telefonicznych, zobaczyli mecz reprezentacji Chile z Ukrainą w Kijowie (przegrany przez Chile 1:2).
Górnicy będą teraz musieli stawić czoło fali popularności. Chilijski piosenkarz Leonardo Farkas, który został biznesmenem, dał każdemu z nich po 10 tys. USD. Steve Jobs, szef firmy komputerowej Apple, wysłał każdemu z nich po iPodzie. Firma z Grecji zaoferowała podróż po greckich wyspach, a Real Madryt i Manchester United zaprosiły ich, by obejrzeli ich mecze w Europie.
Dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej, która według prezydenta Chile kosztowała 10-20 mln USD, poprawił się wizerunek zarówno kraju, jak i Pinery. Prezydentowi udało się uchwalić ustawę, dzięki której kopalnie w Chile wpłacą pieniądze na odbudowę zniszczeń powstałych po lutowym trzęsienia ziemi. Po wypadku Pinera zwolnił ministra odpowiedzialnego za kopalnie i zaostrzył przepisy dotyczące bezpieczeństwa. Szybko zdecydował się skorzystać z pomocy ekspertów z NASA oraz nowoczesnego sprzętu i doświadczeń górników i geologów z Chile i z zagranicy.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.