Za trzy dni mama wróci z braciszkiem albo z siostrzyczką – powiedziała na pożegnanie swoim dzieciom Hania. Wróciła sama. Maja została w szpitalu, owinięta w kawałek papieru.
Maja wróciła w sercu Hani, tak jak Grześ w sercu Aliny, Dawidek – Ewy. – Nie ma bowiem stópki tak małej, by nie mogła zostawić śladu – mówią dziewczyny z Grupy Wsparcia dla Rodziców po Stracie Dzieci z Rydułtów.
Alina z Rydułtów i syn Grześ
Od początku ciąży były problemy, bóle w podbrzuszu, ale była nadzieja. 25 grudnia 2009 r. dowiedziałam się, że dziecko żyje i rozwija się. To były cudowne święta. Pierwsze w trójkę! Życzenia podpisywaliśmy: Alina z mężem, dzieciątko. Na lodówce zawisły zdjęcia z USG naszego dziecka. Kolejne badanie miało być tylko potwierdzeniem naszego szczęścia. Niestety, kiedy dwóch lekarzy oglądało dziecko na USG, zaległa cisza. Jeden z nich wyszedł bez słowa, drugi powiedział, że dziecko nie żyje. Zapytał, czy coś jadłam, bo jak nie, toby już zrobił zabieg. Oszalałam, zwierzęcy ryk to za mało, by określić płacz. Usłyszałam, że mam iść wypłakać się do domu, a następnego dnia przyjść na zabieg. Do domu poszłam, ale z zabiegiem nie chciałam się pogodzić, więc wyprosiłam jeszcze kolejne USG. Niestety dziecko nie żyło. Pytałam: „Boże dlaczego, za co?”. Kiedy zgłosiłam się na izbę przyjęć, pierwsze, co usłyszałam, to bicie serca dziecka. Nie mojego, innej pacjentki. Chciałam uciec. Potem decyzja, czy ciało skremować, pochować czy przesłać na badania histopatologiczne, z wyraźnym naciskiem na to ostatnie. Tak też zrobiłam. Kiedy się obudziłam, wiedziałam, że naszej kruszynki już nie ma. Wtedy poczułam, że Pan Bóg nie prowadzi mnie za rękę, ale niesie na plecach. Jednak to, że mam iść do kaplicy, nie chciało mi przejść przez myśl. Potem były leki, stłumione myśli, odarcie z emocji. Nawet nie przyjęłam Komunii św., czułam, że nie jestem Jej godna. Wróciłam do domu i zaczęłam szukać informacji w internecie. Dowiedziałam się, że mogłam Grzesia pożegnać, zarejestrować go w USC, mimo że to 9 tydzień ciąży, otrzymać urlop macierzyński i zasiłek pogrzebowy. Nic nie wiedziałam. Jak odnaleźć się w świecie, który nie daje prawa do żałoby po dziecku nienarodzonym? Dla świata nie jestem matką. Dla świata mój syn nie istniał, dla mnie świat nie istnieje bez niego. Nie dałam za wygraną. Słałam pismo za pismem i otrzymałam w końcu to upragnione, że mogę otrzymać ciało Grzesia. Takie ciała przechowują bowiem 20 lat w tzw. kostce parafinowej. Pojechałam po niego z mężem. Dostałam kosteczkę w kopercie. Przytuliłam się do niej. Potem zamówiliśmy trumienkę, kupiłam szatki chrzcielne, na których położyłam kopertę. Odbył się pokropek. Mam gdzie zaświecić Grzesiowi świeczkę.
Ewa z Wodzisławia Śl. i syn Dawidek
Rok po ślubie urodziła się córka. Ciąża idealna. Dwa lata później począł się Dawidek. Mąż już w marzeniach przybijał z nim gwoździe. Czułam się bardzo dobrze, niestety w 29. tygodniu odeszły mi wody. Pogotowie, ryczący sygnał, sala. Rano urodził się Dawidek: 1900 g i 50 cm. Żył. Od razu jednak został przewieziony na oddział intensywnej terapii. Był niewydolny oddechowo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.