W debacie nt. ustawy bioetycznej mało uwagi zwraca się na finansowy aspekt zagadnienia. Tymczasem jest to potężny biznes – mówi KAI prof. Bogdan Chazan, dyrektor szpitala im. Świętej Rodziny i były ekspert krajowy ds. ginekologii i położnictwa.
Biznes ten rozrasta się i duża grupa osób chce uchwalenia ustawy sankcjonującej status quo.
Jeśli weźmie się pod uwagę, że liczbę osób, mających problem z poczęciem dziecka w Polsce szacuje się na 2 mln, a zapłodnienie in vitro kosztuje 10-12 tys. zł, łatwo zorientować się, jak wielkie sumy są stawką w batalii legislacyjnej. Banki zareagowały już na to zapotrzebowanie i proponują klientom nisko oprocentowane kredyty.
W Polsce nie ma dokładnych informacji o ilości klinik, przeprowadzający sztuczne zapłodnienie, takich danych nie posiada Ministerstwo Zdrowia. Według danych szacunkowych w 2004 r. było ich 16, w 2008 – 40, obecnie ok. 60 (tę ostatnią liczbę podała posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska w swym sejmowym wystąpieniu 22 października).
Prof. dr Waldemar Kuczyński, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego uważa, że tych placówek jest 35. Jego zdaniem rocznie przeprowadza się ok. 9 tys. zabiegów. Ich skuteczność to 30-40 proc.
Prof. Bogdan Chazan dyrektor szpitala im Świętej Rodziny, b. ekspert krajowy ds. ginekologii i położnictwa mówi w rozmowie z KAI, że metoda zapłodnienia in vitro to potężny biznes. Zwraca uwagę, że w Polsce nie ma ujednoliconych standardów postępowania przy leczeniu niepłodności ani ośrodka, który dysponowałby pełnym zapleczem diagnostyczno-leczniczym z dostępnością badań hormonalnych leczenia operacyjnego mężczyzn, czy konsultacji psychologicznych.
– W praktyce kobieta lub para, która ma trudności z zajściem w ciążę, jest natychmiast kierowana na zabieg in vitro często bez wykonania badań, które umożliwiają postawić diagnozę – ubolewa prof. Chazan. – Tymczasem zasada podręcznikowa jest taka, że powinniśmy przebadać parę pod kątem zaburzeń hormonalnych, zaburzeń dotyczących działania jajowodów, przebadać męża. To się czasem robi, ale nie kompleksowo, bez uporządkowania, w laboratoriach, które nie mają akredytacji. Bardzo często lekarz mówi takim ludziom, że trzeba szybko działać, że jesteśmy pod presją czasu i w atmosferze stresu, presji, stwierdza, że najlepiej skorzystać z metody in vitro. Zanim ogarnięta paniką para otrząśnie się z oszołomienia i stresu, już znajduje się w ośrodku, kobieta już leży na fotelu i dokonywane są na niej inwazyjne procedury zapłodnienia – indukcję owulacji, nakłucia jajników itd. Pacjentki często tak właśnie relacjonują szczególna atmosferę tych konsultacji.
Prof. Chazan stwierdza, że nierzadko zdarza się, że zaledwie po pół roku trudności z zajściem w ciążę kobietę kieruje się na in vitro. Choć dwa lata temu ukazały się zalecenia dotyczące postępowania w związku z tą metodą ekspertów Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, w których napisane jest wprost, że szkoda czasu i środków finansowych na diagnostykę, najlepiej od razu kierować na zabieg in vitro, który jest jedyną metodą rozwiązania problemu. Tymczasem zgodnie z zasadą sztuki medycznej najpierw trzeba rozpoznać chorobę, a później ją leczyć. Ale w tym wypadku chorobą będącą przyczyną niepłodności nikt się nie interesuje, zostawia się ją na boku, zostawia się kobietę z problemem zdrowotnym. W efekcie jest ciąża, dziecko, pozostaje też choroba będąca przyczyną niepłodności – wyjaśnia profesor.
I dodaje, że niektórzy z autorów zaleceń dotyczących zasady postępowania przy zapłodnieniu in vitro trudnią się nim zawodowo. – Nie wierzą, aby istniał związek przyczynowo-skutkowy między tym faktem a treścią ich opinii – zastrzega. Choć z pewnością in vitro to potężny biznes. W Polsce może tego jeszcze tak nie widać, ale na Zachodzie funkcjonuje on w bezwzględnych rynkowych ramach rywalizacji, zysku, a dobro pacjentów jest na dalekim planie – ubolewa prof. Chazan. – W sieć stworzoną przez zaprzyjaźnionych, uczestniczących w podziale zysków, lekarzy, łowi się bezbronnych, naiwnych i przerażonych swoimi trudnościami poczęciem dziecka ludzi.
Tymczasem nauka wyraźnie rozróżnia leczenie niepłodności od metody in vitro. – Tym zagadnieniom poświęcone są odrębne rozdziały w podręcznikach medycznych – przypomina profesor. – To, że w powszechnej świadomości nie robi się tego rozróżnienia jest wynikiem działań promocyjnych firm farmaceutycznych, mediów, nacisku, wmawiania opinii publicznej, że jest to leczenie niepłodności. To nieprawda, że niepłodność jest chorobą, w podręcznikach ginekologii niepłodność określa się jako stan, który dotyczy pary, nie zaś choroba – przypomina.
Prof. Chazan przyznaje też, że w medycynie widoczna jest zależność lekarzy od firm farmaceutycznych. Tak jest ze szczepionką przeciw wirusowi powodującemu raka szyjki macicy. Poważni profesorowie w poważnych opracowaniach nie wspominają , że najlepszą metodą zapobiegania raka jest zdrowy tryb życia, późna inicjacja seksualna i stały partner, dzięki czemu uniknie się chorób przenoszonych drogą płciową, niepalenie papierosów, a twierdzą, że jedyną metodą pierwotnej profilaktyki jest szczepionka. A dlaczego tak się dzieje? – Bo wymagają tego firmy, pragnące sprzedać swój towar. Biznes in vitro także wpływa na opinie ekspertów, kształtuje atmosferę w społeczeństwie, a najwięcej tracą na tym osoby mające zdrowotny problem.
Dyrektor szpitala Świętej Rodziny przypomina, że istnieje alternatywna metoda rozwiązywania problemu niepłodności – naprotechnologia, która wypełnia pewną lukę, zawiera też moduł edukacyjny – mogą z niej korzystać ci, dla których metoda in vitro jest z różnych powodów nie do przyjęcia.
Odrębnym zagadnieniem jest program przeciwdziałania niepłodności, którego w Polsce nie ma. Brakuje programu prewencji niepłodności, a zapobieganie jest najlepszym sposobem unikania problemów. Jak zapobiegać niepłodności? – Na to pytanie prof. Chazan odpowiada: informować młodych ludzi, przekazywać im wiedzę o cyklu miesięcznym kobiety, o sposobach wczesnego rozpoznawania nieprawidłowości w funkcjonowaniu jej organizmu. – Dziewczęta często nie wiedzą, jak rozpoznawać owulację, jak chronić delikatny mechanizm zapewniający prawidłową płodność. Długotrwałe stosowanie środków antykoncepcyjnych może mieć ujemny wpływ na płodność, a w połączeniu z upływającym czasem ich szansa na zajście w ciążę maleje. Wielu parom w wieku 35-40 lat wydaje się, że w każdej chwili mogą zajść w ciążę i urodzić dziecko. Tymczasem przeciwstawianie się prawom natury, przesuwanie poczęcia dziecka na później, gdy poczęcie i utrzymanie ciąży jest o wiele trudniejsze, jest ważnym źródłem niepowodzeń, w tym niepłodności – mówi profesor.
Jego zdaniem należy też dotrzeć do młodzieży z informacją o szkodliwym wpływie na płodność wczesnej inicjacji seksualnej, a także dużej liczbie partnerów seksualnych czy chorób przenoszonych drogą płciową. – Kiedy byłem konsultantem krajowym w dziedzinie położnictwa i ginekologii, przygotowałem program poświęcony profilaktyce niepłodności, ale to utkwiło w szufladach po zmianie ekipy politycznej. Gdy abp Hoser mówił rok temu o potrzebie uruchomienia takiego programu, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego oświadczył, że „nam nie jest potrzebny katolicki program prewencji niepłodności”. Ale tego „niekatolickiego” programu nikt do tej pory nie opracował – ubolewa prof. Chazan.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.