Lekarze wybudzili ze śpiączki farmakologicznej młodszego z braci poparzonych w pożarze samochodu w Skierniniewicach. Drugi nadal pozostanie w śpiączce.
Jak się dowiedziała w sobotą PAP w szpitalu, stan chłopców jest nadal ciężki. Zdecydowano się jednak odłączyć od respiratora młodszego z braci, bo jego stan ulega po mału poprawie. Starszy przeszedł w piątek zabieg przeszczepu skóry na dłoniach, a jego stan jest nieco gorszy od brata. Chłopcy przebywają nadal na oddziale intensywnej terapii.
Do wypadku doszło w ubiegły czwartek w Skierniewicach. 25-letnia kobieta, która przyjechała odebrać ze szkoły córkę, pozostawiła w aucie dwóch synów w wieku dwóch i czterech lat. Kiedy wróciła, zobaczyła dym i płomienie wewnątrz samochodu. Nieprzytomnych chłopców z objawami zaczadzenia i poparzeniami przetransportowały do łódzkiego szpitala przy ul. Spornej śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Według biegłych pożar powstał wewnątrz samochodu, na tylnej kanapie za fotelem kierowcy. Uznano, że najbardziej prawdopodobną przyczyną powstania pożaru było przypadkowe podpalenie, przez jedno z dzieci pozostawionych w samochodzie, płomieniem zapalniczki piezoelektrycznej najczęściej wykorzystywanej do zapalania świec czy do podpalania palników w kuchniach gazowych.
Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania u dzieci ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to kara do trzech lat więzienia. Dotąd przesłuchano świadków, w tym matkę dzieci. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.