Dobro wspólne to hasło-wytrych, za którym kryć się może dobro tylko nielicznych.
Pierwsza niedziela stycznia, epidemii w Polsce dzień 306... Czas wyczekiwania. Wszyscy czekamy na koniec epidemii. Jedni jednak czekają na szczepionkę, w niej upatrując sposobu na wyjście z pandemii, inni czekają, czy nie okaże się, że ta profilaktyka jest gorsza od choroby, a pandemia skończy się z przyczyn naturalnych. Zdania, co oczywiste, są podzielone. Gorzej, że i świat naukowy nie mówi jednym głosem. Komu wierzyć? Czy można takiemu, którego złapało się na najdrobniejszym nawet kłamstwie? Niby nic takiego, ale jeśli nie powiedział prawdy w tym, co udało się nam sprawdzić, to jak ufać, że mówi prawdę w sprawach, których sprawdzić nie możemy? Najprostsza i najbardziej racjonalna w takim wypadku strategia to poczekać. Ale mamy się spieszyć, bo uciążliwości, bo gospodarka, bo jeszcze inne...
Mam już swoje lata i pewnie, gdy tylko przyjdzie moja kolej, zwyczajnie się zaszczepię. Bardzo niepokoją mnie jednak pomysły „przywilejów” dla zaszczepionych. I to takich, których do dziś nie przyznało się nawet ozdrowieńcom. Wiadomo, można zachorować po raz drugi – powie ten i ów. Ale przecież szczepionka, wedle jej producentów, też nie jest stuprocentowo skuteczna, prawda? 90-95 procent znaczy że jeden na 10 czy na 20 zaszczepionych jednak może zachorować. Dlaczego traktować ich jako „bezpiecznych”?
Nie jestem wyznawcą teorii spiskowych, ale właśnie na moich oczach taki spiskowy scenariusz zaczyna być rozważany: prawa obywatelskie przysługują tylko tym, którzy się zaszczepią. Innych w imię ochrony całej populacji, można tych praw pozbawić. Zwróćmy uwagę: gdy mowa o „przywilejach” zapomina się o tych 5-10 procentach zaszczepionych, którzy mimo wszystko mogą zachorować. Gdy mówimy o odmowie szczepienia, nagle martwimy się, że przez niezaszczepionych mogą zachorować. Gdzie tu jakaś konsekwencja?
Tak, wiem, chodzi też o ochronę wszystkich, którzy z różnych względów zaszczepić się nie mogą. Dla ich dobra ten, u którego przeciwwskazań nie wykryto, powinien się na szczepienia zdecydować. Ale czy człowiek naprawdę nie ma prawa troszczyć się o swoje własne zdrowie po swojemu? Czy jest zerem, a liczy się tylko dobro społeczeństwa? Toż to totalitaryzm w pełnym wydaniu. I to w obliczu zagrożenia stosunkowo niewielkiego. Proszę zwrócić uwagę: stosunek liczby tych, u których stwierdzono zakażenie i już wyzdrowieli do tych, którzy wskutek kowida (i chorób współistniejących) zmarli, wynosi ciągle poniżej 3 procent (na dziś dokładnie 2,74). A gdy doliczyć do tego niewiadomą liczbę tych, którzy jako zakażeni przez system nie zostali wychwyceni...
Nie po raz pierwszy słyszę o pomyśle odmawiania praw tym, którzy nie są zaszczepieni. Od dawna słychać głosy, gdzieniegdzie przekuwane już w czyn, że nie powinni mieć oni takich czy innych praw. Np. dzieci prawa przyjęcia do przedszkola. Można apelować o szczepienia, można wyjaśniać (byle przy okazji nie naciągać faktów), ale prawa obywatelskie, prawa człowieka, nie mogą zależeć od tego, czy człowiek się zaszczepi czy nie. Bo to prosta droga do nowych totalitaryzmów.
W końcu... Dziś szczepienia, a co jutro? Wszechobecne kamery rejestrujące na okrągło wszystko już mamy. Nawet w lasach (dla dobra lasów oczywiście). To może teraz wyeliminowanie płatności gotówkowej, by wszyscy nie tylko mogli, ale musieli płacić kartami (czyli być zależnymi od banków i infrastruktury informatycznej)? Jak to uprościłoby życie skarbówce! A przy okazji jaką władzę dawałoby bankom.... Potem może chipy zaszyte pod skórą z pełną o nas i naszej lokalizacji informacją? Pełna wygoda dla policji!
Czy takiego świata naprawdę chcemy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.